i jeszcze
i jakoś stoją mi łzy w oczach. I jakoś ciężko na duszy..
Ale, ale..nie ma źle! Rozpoczęłam przygotowania do świąt - tak mam nierówno pod kopułą - albo nie ma świąt albo ja we wrześniu kupuję prezenty. Rodzice mówią, że "wracam do siebie", że taka byłam przed śmiercią siostry. Wszystko gotowe na pół roku do przodu. :)
Tak czy inaczej w łóżku już siedzą pierwsze pudełka z prezentami. Lista co kupić, organizacja itd - cały plan w stylu zarządzania projektami powstaje. Mam z tego frajdę!!! A teraz sa dobre ceny rzeczy i wybór. Po 2 listopada jak ceny skocza i ludzie pogłupieją, to ja będę miała wszystko gotowe.
Pani do sprzątania nie było 3 tygodnie. 3 TYGODNIE!!! Stawałam na rzęsach by się obrobić z praniami, zakupami i innymi domo-sprawami. Przez ten czas też 2 dni (1 noc) mnie nie było, co mąż z dzieckiem wykorzystał by zamienić dom w istny armagedon. On chyba nie wie co znaczy "odłóż na miejsce", a może one nie mają miejsc? Śmieci się zostawia, gdzie się stoi, pieluchę tam gdzie przewija, a talerz tam gdzie się jadło (np. na kanapie). Czasem mam ochotę go zamordować za to, za nie gaszenie za sobą światła, nie zamykanie drzwi, nie odnoszenie brudów do prania, nie spuszczanie wody po kąpieli... Więc ciągle sprzątam i ogarniam po Annie i po jej tacie. Także na porządki konkretne nie starcza mi czasu i sił..Gdyby nie Halinka to bym zginęła..