wtorek, 15 grudnia 2015

Nie było mnie

Gdzie byłam jak mnie nie było? W pracy :)
Dla odmiany znów zmiana, oczywiście pracy. Od stycznia w nowym miejscu. Chyba jeszcze nigdy nie było to dla mnie tak trudne, przez ludzi. Przez to jak się z nimi zżyłam. Nawet ciężko mi o tym pisać.
Ania rośnie i jest świetna. Tygrysa nadal nie zmieniłam na lepszy model. Może tu wrócę i zacznę znów pisać - taki mam plan.

Wesołego jajka :)

czwartek, 5 marca 2015

NOŚMNIE - czyli kocham te plecaki

Matka polka zabiegana szuka praktycznych rzeczy. Serio! Do żłobka dla Ani szyłam sama worki bo to co było dostępne w sklepach było DRAMATEM. Ostatnio kupiłam jednak produkt prosty i w 100% odpowiadający na moje potrzeby. Woreczko-plecak od NOŚMNIE, znalazlam ich przez polecenie znajomej na Facebooku. Jestem zachwycona zarówno jakością wykonania, jak i materiałem i praktycznością. Polecam! Ja stosuje do Żłobka na rzeczy, na basen i na siłownię, Jest po prostu mega ultra wygodny!


POLECAM!

wtorek, 24 lutego 2015

Trudne wybory

A ja znów o pracy. Od przybytku głowa nie boli? Naprawdę? Mam ofertę pracy w innym miejscu. Myślę, myślę i wymyślić nie umiem. Od początku! Gdy zorientowałam się że moje wcześniejsza praca jest dramatem i nie moją bajką to znów rozglądałam się po rynku. Chciałam iść do jednego domu mediowego. Wszystko poszło super, chcieli mnie, ale..zawsze musi być jakieś ALE. Ale stracili klienta i nie wolno było zatrudniać. Chciało mnie też moje obecne miejsce pracy (hh mnie znalazł) dobre warunki. Zgodziłam się choć miałam wiele obaw. Agencja kreatywna, praca na kliencie, którego bardzo dobrze znam - dział: strategia. No i jestem tutaj i w sumie mi się podoba. Odezwał się mój wcześniej zaplanowany dom. Chcą mnie zatrudnić. Nie wiem co robić?!

Zaaklimatyzowałam się już tutaj, jest mi dobrze. Finansowo wypada to podobnie. Pytanie o samorozwój, gdzie być jest lepiej? Agencja kreatywna w fazie wzrostu czy dom mediowy z ugruntowaną pozycją na rynku? Zostało mi 6 dni na podjęcie decyzji. Nie wiem no! Po prostu nie wiem!


wtorek, 17 lutego 2015

O porodzie..

Post jest wklejką z komentarza do bloga znajomej http://thefleetingday.com/zapach-nowego-zycia/

Polecam bloga!

Zostałam wywołana do tablicy. A zatem kilka zdań o porodzie z perspektywy czasu:

Poniekąd wywołana do tablicy. Twój opis bardzo mi się podoba! Ty po prostu potrafisz trafnie dobierać słowa i w sposób doskonały opisywać rzeczywistość. Z mojego prostego punktu widzenia to:
1. Poród nie boli! Poród napierdala! Ból nie z tego kosmosu - i nie, nie jest do zniesienie, nie porównałabym go nigdy z żadnym innym bólem którego doświadczyłam. Generalnie myślałam, że umrę. NIGDY już nie będę rodziła siłami natury. Nie płakałam bo nie starczyło mi sił na łzy..prysznic, piłka, spacer, gaz - nie czułam różnicy. Finalnie wisiałam na Tomku rozciągający "pękający" kręgosłup i miednicę. 22 godziny męki, absolutny osobisty armagedon --> byłam kłębkiem bólu. Myślałam że kolejna minuta tego bólu mnie realnie fizycznie zabije, że już nie wytrzymam i umrę. Do 3 z kolei sali niósł mnie mąż, w skutek kolejnej dawki oxytocyny miałam bardzo intensywne skurcze, byłam wrakiem..Całe moje ciało drżało, drżały wycieńczone napięciem mięśnie. Jak wbić iglę gdy pacjent cały drży? Jak trafić pomiędzy skurczami? Dostałam znieczulenie i wyznałam anestezjologowi miłość. Tak, ja naprawdę Go kochałam w tamtej chwili..
2. Dziecko - a ja się tak męczę by urodzić dziecko? Tam jest jakieś dziecko? Serio?
Serio o tym nie myślałam. Wiem, pewnie ciężko jest w to uwierzyć..Świadomość tego po co to wszystko wróciła do mnie gdy już było po znieczuleniu, rozwarcie i inne. Jedyne o czym myślałam to było - "Boże! Już nie boli!!!" - ..a zaraz potem.." Czy ze mnie płynie krew? To na pewno musi być strasznie obrzydliwe. A co jeśli nie tylko krew??!!" - nawet zapytałam o to położną, czym ją niebywale rozśmieszyłam. Ale w tym kierunku płynęły moje myśli. Gdy ból ustąpił, to było mi zwyczajnie wstyd. Czułam się skrępowana. Położna włożyła "tam" rękę (tak, tam - bliżej nieskonkretyzowane obce mi miejsce, którego nie czułam, a również nie widziałam zza mojego wielkiego sterczącego brzucha), włożyła rękę we mnie choć tego nie czułam i powiedziała "O! Jaka mechata główka". Główka? Głowa?! Tam jest dziecko?! Aaaaaa! To moje dziecko!!! Rozpłakałam się, teraz gdy to piszę znów stanęły mi łzy w oczach. Tam jest mój maluszek! Mobilizacja 500!!! Zatem mój mechatek musi przyjść cało i zdrowo na świat. Zapomniałam że się wstydzę, że w ogóle coś innego ma znaczenie. Robiłam co kazała położna. Wszystko mi tłumaczyła, obracała małą i ściągała do kanału. KTG zaczęło wyć. Co się dzieje?! Tętno spada. Położna odpuszcza - Ania natychmiast się wycofała..podejście 2 i 3 - historia się powtarza, tętno w kanale poniżej 90..26 godzina..(nic nie jadłam już 2 doby - bo nie chciałam się zesrać na porodzie - wrażliwych przepraszam za dosadność) 2 doba bez minuty snu. Położna mówi "Nie lubię się poddawać, ale przemy już 2 godziny, nie wiem czemu córka się cofa. Tniemy?". To znaczy że cała ta męka na nic? To chyba znaczy że dalsze próby są dla małej zagrożeniem?! To znaczy że teraz mogę ją stracić? TERAZ KURWA??!! Ogarnęła mnie panika. Jasne że tniemy! Tomek był na korytarzu (nie chciałam by był przy tym, w moim przekonaniu obrzydliwym procesie porodu), więc tylko zobaczył jak przewożą mnie na operacyjny. Ja go nie widziałam, wszystko działo się bardzo szybko. Ktoś krzyczy "Szybko, zielone wody!". Wkłucie, zawroty głowy i słyszę "no leniwa panno!" - jakiś płacz. Obracam głowę to chyba moje dziecko..Tam daleko z boku z położnymi. Anestezjolog coś do mnie mówi. Tak strasznie kręci mi się w głowie, czuje jakbym spadała w jakąś próżnie. Ale ona jest na zewnątrz, żyje, jest bezpieczna, tracę przytomność..Budzę się na pooperacyjnym i jakiś mały kuleczek, z resztkami krwi na plątaninie czarnych włosów tuli się do mojej nagiej piersi. Całe moje ciało drży, nie panuję nad tym. Tomek trzyma Anie na mnie. Jest cudownie. Tak strasznie kocham te małą istotę. Jest taka piękna! Jest doskonała! - wcale nie widzę, że jest brudna, pomarszczona i ma szparko-oczki ("urodziłaś chińczyka" - stwierdził mój brat). To było lepsze niż zakochanie, lepsze i doskonalsze niż jakakolwiek miłość, która kiedykolwiek odczuwałam.
Także poród w moim odczuciu to mały osobisty dramat kobiety, ja swój tylko po części dzieliłam z partnerem. Który i tak cierpiał, bo nie mógł mi bardziej pomóc. Jednak nowe życie, które przychodzi na świat, nowy człowiek jest chyba najwspanialszym darem, jaki można dostać. Można dać sobie nawzajem.
Ps. Kolejne dziecko (jeśli się kiedyś pojawi) to wypakowuje poprzez cc
Ps. Ania nie miała szans naturalnie wyjść --> za krótka pępowina

Dzieci są smutne

Był sobie bal w żłobku. Kartka z informacją wisiała 2 tygodnie wcześniej. Panie również mówiły.Prosta sprawa, bal przebierańców dla maluchów- brzmi jak fun.
Finalnie o godzinie 10.30 - no słabo, trzeba wziąć kilka godzin wolnych z pracy. Przy mojej ilości nadgodzin odebranie kilku to nie kłopot. Ale to ja. Bal to niby pierdoła, dla wielu nie ważna. Nie ważna? No właśnie, niekoniecznie..
Zatem ustaliłam spóźnienie w pracy i przygotowałam strój. Wymyśliłam sobie wróżkę, Skrzydełka z IKEA, różdżkę sama zrobiłam, sukienka do baletu, korona z pasmanterii. Chwilę zajęło skompletowanie stroju. Było warto, Ania była zachwycona z sukienki i nie chciała po balu jej zdjąć. Tak samo buty dobrane (a muszę odnotować, że moja córka jest niesamowita buciarom, mamy już 7 par balerinek i nosi je zamiast kapci). Ania o balu mówiła nam kilka dni wcześniej, powtarzając "bal, bal" i oglądając swoje akcesoria. We wskazanym dniu jak zawsze nie chciała wstać, więc o 10 ją obudziłam. Słowo "bal" zadziałało jak magnez, szybkie przebieranie, zęby i mała stoi pod drzwiami sięgając do klamki i wołając "Chodź, chodź, bal". Super, zachwyceni pojechaliśmy. Byliśmy w punkt, no może parę minut po 10.30. W żłobku czekali, "Jest Ania to możemy zaczynać". Tańce zabawy, Ania nie pozwala mi nawet na minute nie brać w nich udziału. Tańczę wiec, kicam i śpiewam. Rozglądam się po sali..Czemu tylko moje dziecko się śmieje? Czemu tylko ona podskakuje? Rozglądam się. Kilkoro dzieci nie ma przebrania i z zazdrością patrzy na te w pięknych strojach. Przykre. Dzieci patrzą na mnie i na Tygrysa wygłodniałym wzrokiem. Ich rodziców nie ma na sali. Z jednym chłopcem jest niania. Część dzieci stara się brać udział w zabawie, ale nie ma w tym emocji. Bardziej mrozi mnie widok chłopca który siedzi. Mały smutny czarny pająk z czerwonymi łapkami. Siedzi i patrzy, nie ruszył się przez okrągłą godzinę, a Panie są zadowolone, że nie płacze. To sukces. Sukces?! Żadna z opiekunek nigdy nie widziała jego rodziców, przywozi go na 6.45 niania i o 17 odbiera. Pod ścianą stoi bardzo smutna dziewczynka w ślicznym stroju biedronki. Dziewczynka ma faz, ma również smutną nieobecną minę..Nie bawi się, nie reaguje. Jakiś chłopiec nie ma przebrania, chowa się w domku. Jest też Hania, dziewczynka wpatrzona w moją Anię. Naśladuje ją, zabiera zabawki, w dniu balu zabrała Ani jej maskotkę Elmo. Anie rozumie że Hania ja naśladuje i chce to co ona ma. Mojej córce to nawet nie przeszkadza, bardziej jest jej szkoda Hani. Rozmawiamy o tym. Hania jest przebrana w szary worek ze znaczkiem dolara. Worek pieniędzy. Jakoś mnie to nie bawi..
Siadamy do stołu. Jakaś kolejna dziewczynka (również nie przebrana) zostaje posadzona obok Ani. Jest smutna. Nie wie czy chce jeść, nie reaguje. Moje dziecko zadowolone bierze rodzynki i nasypując na rękę kila sztuk głośno ogłasza: "O! Kupka!". Ciocie się śmieją. Widzę że ją lubią. Mówią o Ani że to ich szefowa, ale mówią też coś co mnie zastanawia "Po Ani widać, że to szczęśliwe dziecko" i "to nasze jedyne szczęśliwe dziecko tutaj". Wszystko składa się w całość.. Te dzieci są smutne, one się nie bawią, one się nie śmieją. One tęsknią.
Z balu wychodzę przybita. Ania jest szczęśliwa, wiem to, kocham ją szalenie i staram się jak mogę, choć wciąż mam do siebie żal i pretensje, mogłabym być lepszą mamą, mieć dla niej więcej czasu. Nie jestem "dzieciarą", ja generalnie nie lubię dzieci. Jednak nawet mnie ruszyło to co zobaczyłam. Gdzie są rodzice Krzysia pająka? Nie wiedzą, że płacze przez większość dnia, że ma 2 lata i nie zaczyna mówić? Czy tak bardzo gonimy za pieniędzmi i wygodnym życiem, że nie jesteśmy w stanie usłyszeć potrzeb naszych dzieci? Dziewczynkę z faz chciałam przytulić..Była taka samotna i zagubiona..Jeden chłopiec jest budzony i kładziony spać przez nianię. Gdzie są rodzice? Czy to dlatego dzieci są smutne? Dlatego się nie śmieją? Dzieci nie są już ważne? Co jest ważne? Co zatem ma wartość?

Nie wiem, jest mi smutno..To nie chodzi o ocenianie nikogo, tylko o pytanie quo vadis?

wtorek, 10 lutego 2015

Chwile z dzieckiem

Piszę z perspektywy matki pracującej. Pracującej? Chmm.. zapierdalającej jak dzika..ostatnio mąż mianował mnie kłębkiem korposzczura. Tak ostatnio pracowałam po 14-16h na dobę, Jednak nie o tym chcę pisać.

Wczoraj wzięłam WOLNE - brzmi to jak zakazana rozkosz i było faktycznie przyjemne. Rano tulenie córki. Maluszek trący oczy i wtulający się bo tak..Wspólna wycieczka na pocztę. Nawet do żłobka poszła chętnie (w pantoflach z torebką). Po załatwieniu swoich spraw, odebrałam skarba. Razem wróciłyśmy do domku. Z jednego talerza i widelca zjadłyśmy kolację. Po krótkiej zabawie i ubrudzeniu połowy domu poszłyśmy plupu plupu - co w języku Ani oznacza kąpiel. Pełna wanna wody i piany. Chlapanie, dmuchanie na siebie pianą i polewanie mojej głowy z radosnym okrzykiem "włosek" :) Potem weryfikacja czy prysznic ze szklanymi drzwiami nie jest przypadkiem fajniejszy i powrót pod pierzynkę piany. Kąpiel zajęła nam przeszło godzinę. Reszta wieczoru była bajkami, tuleniem i wygłupianiem. Ania, która zwykle o 24 ledwo zasypia w aucie, poszła o 22 spać pijąc mleczko i tuląc się do mnie. Było nam po prostu razem dobrze, tak zwyczajnie.

To sprawia, że myślę co dalej, jak się z tego wszystkiego trochę wyplątać by mieć więcej czasu. A może jak sytuacja się unormuje to zdarzy się cud i będzie nam dany jeszcze jeden mały chomiś?

Może..

Póki co nie mam czasu iść do lekarza, nie mam czasu wykonać zaleconych badań, nie mam czasu się po dupie podrapać!!!
Luty! Rany już jest luty?!!! Kiedy minął grudzień i styczeń? Wszystko dzieje się absurdalnie szybko, za szybko. Cały czas wpadają nowe wrzutki. Np teraz nasz  lokator rozstał się z dziewczyną i musieliśmy szukać nowych. Udało się znaleźć kogoś super na zakładkę.  W żłobku remont, zmiana właścicieli i zasad. Wszystkie te rzeczy są na plus --> ale pochłaniają czas i energię. Mamy lepszych najemców i taniej, nowiej i fajniej w żłobku. Jeszcze jedno - przyjaciele..
Jakiś armagedon --> przyjaciel Tygrysa był u nas z dziewczyną, z która mieszka i dla niej zmienił miasto itd. To była ich ostatnia wizyta razem. Zaraz po tym go zostawiła. Moja najlepsza przyjaciółka też odkryła, że facet z którym jest i mieszka ją zdradza. Przez jakiś czas mieszkała u nas. Tylko 2 przyjaciółka podjęła inne decyzje i wylatuje się z trudnej relacji. Finalnie jest poligon!

wciąż bieg..nie ma kiedy się zatrzymać..a warto! Ten jeden dzień z Anią był po prostu czystym szczęściem, mimo ze tez w ciągu dni 8 rzeczy w biegu załatwiałam. Chciałabym moc być z nią więcej. Jest wspaniała! Jest to najlepsze co spotkało mnie w życiu. To że było mi dane ją poznać!

środa, 21 stycznia 2015

Wariatkowo

Matka Polka pracująca :) To ja! Mam 3 prace! Pracuję w strategii w Agnacji kreatywnej. Jara mnie ona na maksa, jest po prostu super! Zaliczyłam wejście smoka - ratując 1 prezentację przetargową, którą robiłam i rozkochując w  sobie klienta. To bardzo miłe gdy ktoś się nad Tobą i Twoją pracą rozpływa, zwłaszcza gdy jest to tak trudny klient. To praca nr 1! Praca numer 2 to tak z grudnia gdzie spędziłam ponad miesiąc i nie chcieli mnie puścić. Zatem na faktury świadczę "doradztwo teoretycznie 4 h dziennie. Sumując 9 h w agencji (z czego 1 h przerwy -> wtedy biegam) + 4 doradztwo to już 13 h, a jeszcze bycie wykładowcą..aaa!!! Tak czas to moja największa bolączka.
Dziś robię egzamin moim studenciakom.

Ania już dużo mówi i jest naprawdę niesamowitą osobą. Mam poczucie, że wzrasta kochana otoczona ludźmi, którzy ją kochają. Dziadkowie i rodzice, w żłobku max 6 h. Jest dobrze!

Święta udały się bajkowo tak jak chciałam. Generalnie powoli wszystko się pięknie ułożyło. Nawet pływam i biegam. Mam chwilę dla siebie, super weekendy - zeszły nad morzem ten w sobotę przezda przyjaciel Toma z dziewczyną, a w niedzielę idę z Darią do SPA. Tak, zdecydowanie mamy dobre szybkie aktywne tempo życia

Jest mi dobrze z tym jak jest. Drobne przyjemności i zakupy. Zakochałam się w polskich projektantach i dresówce.  Tyle o mnie. Mam zamiar wrócić do regularniejszego pisania.