wtorek, 17 lutego 2015

O porodzie..

Post jest wklejką z komentarza do bloga znajomej http://thefleetingday.com/zapach-nowego-zycia/

Polecam bloga!

Zostałam wywołana do tablicy. A zatem kilka zdań o porodzie z perspektywy czasu:

Poniekąd wywołana do tablicy. Twój opis bardzo mi się podoba! Ty po prostu potrafisz trafnie dobierać słowa i w sposób doskonały opisywać rzeczywistość. Z mojego prostego punktu widzenia to:
1. Poród nie boli! Poród napierdala! Ból nie z tego kosmosu - i nie, nie jest do zniesienie, nie porównałabym go nigdy z żadnym innym bólem którego doświadczyłam. Generalnie myślałam, że umrę. NIGDY już nie będę rodziła siłami natury. Nie płakałam bo nie starczyło mi sił na łzy..prysznic, piłka, spacer, gaz - nie czułam różnicy. Finalnie wisiałam na Tomku rozciągający "pękający" kręgosłup i miednicę. 22 godziny męki, absolutny osobisty armagedon --> byłam kłębkiem bólu. Myślałam że kolejna minuta tego bólu mnie realnie fizycznie zabije, że już nie wytrzymam i umrę. Do 3 z kolei sali niósł mnie mąż, w skutek kolejnej dawki oxytocyny miałam bardzo intensywne skurcze, byłam wrakiem..Całe moje ciało drżało, drżały wycieńczone napięciem mięśnie. Jak wbić iglę gdy pacjent cały drży? Jak trafić pomiędzy skurczami? Dostałam znieczulenie i wyznałam anestezjologowi miłość. Tak, ja naprawdę Go kochałam w tamtej chwili..
2. Dziecko - a ja się tak męczę by urodzić dziecko? Tam jest jakieś dziecko? Serio?
Serio o tym nie myślałam. Wiem, pewnie ciężko jest w to uwierzyć..Świadomość tego po co to wszystko wróciła do mnie gdy już było po znieczuleniu, rozwarcie i inne. Jedyne o czym myślałam to było - "Boże! Już nie boli!!!" - ..a zaraz potem.." Czy ze mnie płynie krew? To na pewno musi być strasznie obrzydliwe. A co jeśli nie tylko krew??!!" - nawet zapytałam o to położną, czym ją niebywale rozśmieszyłam. Ale w tym kierunku płynęły moje myśli. Gdy ból ustąpił, to było mi zwyczajnie wstyd. Czułam się skrępowana. Położna włożyła "tam" rękę (tak, tam - bliżej nieskonkretyzowane obce mi miejsce, którego nie czułam, a również nie widziałam zza mojego wielkiego sterczącego brzucha), włożyła rękę we mnie choć tego nie czułam i powiedziała "O! Jaka mechata główka". Główka? Głowa?! Tam jest dziecko?! Aaaaaa! To moje dziecko!!! Rozpłakałam się, teraz gdy to piszę znów stanęły mi łzy w oczach. Tam jest mój maluszek! Mobilizacja 500!!! Zatem mój mechatek musi przyjść cało i zdrowo na świat. Zapomniałam że się wstydzę, że w ogóle coś innego ma znaczenie. Robiłam co kazała położna. Wszystko mi tłumaczyła, obracała małą i ściągała do kanału. KTG zaczęło wyć. Co się dzieje?! Tętno spada. Położna odpuszcza - Ania natychmiast się wycofała..podejście 2 i 3 - historia się powtarza, tętno w kanale poniżej 90..26 godzina..(nic nie jadłam już 2 doby - bo nie chciałam się zesrać na porodzie - wrażliwych przepraszam za dosadność) 2 doba bez minuty snu. Położna mówi "Nie lubię się poddawać, ale przemy już 2 godziny, nie wiem czemu córka się cofa. Tniemy?". To znaczy że cała ta męka na nic? To chyba znaczy że dalsze próby są dla małej zagrożeniem?! To znaczy że teraz mogę ją stracić? TERAZ KURWA??!! Ogarnęła mnie panika. Jasne że tniemy! Tomek był na korytarzu (nie chciałam by był przy tym, w moim przekonaniu obrzydliwym procesie porodu), więc tylko zobaczył jak przewożą mnie na operacyjny. Ja go nie widziałam, wszystko działo się bardzo szybko. Ktoś krzyczy "Szybko, zielone wody!". Wkłucie, zawroty głowy i słyszę "no leniwa panno!" - jakiś płacz. Obracam głowę to chyba moje dziecko..Tam daleko z boku z położnymi. Anestezjolog coś do mnie mówi. Tak strasznie kręci mi się w głowie, czuje jakbym spadała w jakąś próżnie. Ale ona jest na zewnątrz, żyje, jest bezpieczna, tracę przytomność..Budzę się na pooperacyjnym i jakiś mały kuleczek, z resztkami krwi na plątaninie czarnych włosów tuli się do mojej nagiej piersi. Całe moje ciało drży, nie panuję nad tym. Tomek trzyma Anie na mnie. Jest cudownie. Tak strasznie kocham te małą istotę. Jest taka piękna! Jest doskonała! - wcale nie widzę, że jest brudna, pomarszczona i ma szparko-oczki ("urodziłaś chińczyka" - stwierdził mój brat). To było lepsze niż zakochanie, lepsze i doskonalsze niż jakakolwiek miłość, która kiedykolwiek odczuwałam.
Także poród w moim odczuciu to mały osobisty dramat kobiety, ja swój tylko po części dzieliłam z partnerem. Który i tak cierpiał, bo nie mógł mi bardziej pomóc. Jednak nowe życie, które przychodzi na świat, nowy człowiek jest chyba najwspanialszym darem, jaki można dostać. Można dać sobie nawzajem.
Ps. Kolejne dziecko (jeśli się kiedyś pojawi) to wypakowuje poprzez cc
Ps. Ania nie miała szans naturalnie wyjść --> za krótka pępowina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz