środa, 22 maja 2013

Pomarańczowy naszyjnik

Do niego zrobiłam też kolczyki, ale że był to zestaw dla mojej mamy - no i zdążyłam uwiecznić jedynie naszyjnik.








Zestaw ślubny

Na zamówienie..












piątek, 10 maja 2013

Witaj nowe życie!

      Popłakałam się - ze wzruszenia i uczucia szczęścia. Za sprawą Kwaśnej Żelki, właśnie odebrałam od niej przesyłkę. Były w niej wygrane kosmetyki, które oczywiście bardzo mnie cieszą, ale to nie przez nie łzy stanęły mi w oczach. W paczce było śliczne body, książeczka "Witaj nowe życie" i list..Umiem tylko powiedzieć, że ogromnie dziękuję..Szczególnie za Twoje słowa..DZIĘKUJĘ!!! To niesamowite gdy ktoś kogo "znasz" tylko z bloga wnosi w cały Twój dzień i myśli tyle otuchy, ciepła i nowej nadziei. Dzięki Twoim słowom poczułam się po prostu szczęśliwa.
      Mam nie przestawać uśmiechać się do odbicia w lustrze - oj to trudne. Wyglądam nieładnie - zmęczona z brzuchem. Dziś wbiłam się w taki pas uciskowy - i jestem w szoku, że na mnie pasuje, wydawał się taki mały. Po tym co przeszłam w szpitalu jednak jest mi łatwiej, bo to wszystko jest takie nieważne. Robię co mogę by poprawić stan mojego ciała, ale nie ono jest źródłem mojego największego szczęścia. Myślałam, że to będzie wyzwanie..ale większym jest mała. Tyle się muszę nauczyć!!!
      Czasem myślę że jestem beznadziejna jako mama..ale będę się starać :)
i coś z książeczki którą dostałam:

"Dziecko jest miłością, która stała się widzialna" 


      Teraz pakuję manatki bo jedziemy na 1 wspólny weekend we 3! Po pierwszym tygodniu i całych dniach samej z małą należy mi się.. W planie nawet jakaś relaksacyjna kąpiel! Jejejejeje! Nigdy nie pakowałam niemowlaka na wyjazd, mam wrażenie, że potrzebne jest wszystko, farelka - bo kocha przy niej zasypiać, robal bo w nim drzemie, tona drobiazgów, kuchenne zabawki - bo jest na sztucznym pokarmie, wózek, przewijak, pieluchy, ciuchy...ła!!!!Dobrze że mamy duży samochód bo sterta pod drzwiami niebezpiecznie rośnie..:)

czwartek, 2 maja 2013

Zanim umrę..

"Ja nie mogę Pani przyjąć, przecież Pani może w każdej chwili umrzeć"
"Pani stan jest beznadziejny, a stosowane leczenie tylko go pogorszyło"
"Pani może nie przeżyć tej nocy i to z bardzo dużym prawdopodobieństwem"
"Oni Panią zakazili i spieprzyli leczenie, a teraz nam jest podrzucane umierające kukułcze jajo"
"Wie Pani, że jeśli teraz nie trafimy z antybiotykiem to jest koniec? Zresztą nawet jeśli trafimy to już może być za późno"
"Proszę podpisać że nie wini nas Pani za swój zgon gdyż w takim stanie się Pani zgłasza..o a tu dokumenty komu wydać ciało.."
" Cześć, potrzebuje sali dla dziewczyny, separatki, sepsa, może nie dożyc do rana"

...Wszystko to wciąż dzwoni w mojej głowie. Noc która po tym nastąpiła. Gdy już zeszły wszystkie kroplówki i zamknęłam za sobą drzwi samotnej ciemnej sali..Ostatnie słowa pielęgniarki  "gdyby coś to proszę nas wezwać, będziemy się starali Panią ratować, ale jak bakterie pójdą do krwi to możemy nie mieć szans.."Wyraz jej oczu. Boże czy Ty żartujesz? Teraz kiedy mam dziecko i męża? Teraz kiedy kurwa muszę żyć! Teraz?! Mogłam przynajmniej płakać i na głos wypowiadać myśli..Nie mogłam zasnąć..bo jeśli we śnie serce mi stanie to nawet się nie dowiem, że umieram. Tak bardzo chciałam doczekać ranka, by zdobyć kartkę i długopis i napisać listy. Płakałam z tęsknoty. Nie powiedziałam nic Tygrysowi..miałam nadzieję, że nie wie..Teraz już wiem, że wiedział..To co czułam myśląc, że tracę ich na zawsze, że nigdy już nie przytulę Ani nie da się opisać..Ta noc była potworna..nie mogę sobie wciąż poradzić z tym co czułam i jak się bałam. Nigdy nie myślałam, że  człowiek może tak po prostu umrzeć..Rano napisałam listy..Kolejny wynik CRP wzrósł tylko nieznacznie, a ordynatorka powiedziała, że skoro przeżyłam noc to już będzie lepiej i że ona czuje że trafili. "Za kilka dni wróci Pani do dziecka. Nie bój się kochanie". Uwierzyłam jej.

      Niby to już za mną..a nie umiem zapomnieć tej czarnej nocy..wciąż mi się śnią koszmary..Jedno jest pewne, każda sekunda z małą jest dla mnie najcenniejsza, więc depresja poporodowa czy bejbi blues mnie raczej ominie..



środa, 1 maja 2013

Majówkowo domowo.

      Jesteśmy w domu i uczymy się Ani. Jest karmiona z butelki gdyż mi nie wolno jej karmić ( to co w siebie codziennie aplikuję, by jej zaszkodziło). To powoduje najtrudniejsze momenty gdyż obudzony głodny maluch musi czekać aż mleko się podgrzeje, z cycka byłoby od razu. Byłoby..pytanie czy będzie? Nawet jak już odstawie antybiotyki to czy laktacja się rozhula? Czy Ania będzie chciała jeszcze mleka z piersi i ssać? Zobaczymy..
      Mój stan się powoli poprawia, ostatnie CRP 85 - norma jest do 5, a wychodząc ze szpitala miałam 120. Trend jest dobry, tylko czas..Jutro powinnam ostatni dzień brać antybiotyki, ciekawe czy tak będzie? Nie rozumiem jak te nieznane bakterie, z bliżej nieokreślonego miejsca mogą pomaszerować sobie do krwi?? Moja ciocia przez to zmarła. Dziwne to wszystko i to, że tak po prostu możesz umrzeć. Przerażenie w oczach lekarzy i podpisywanie papierów komu mają wydać ciało zapamiętam do końca życia. Teraz już chyba ryzyka nie ma. Skoro CRP spada to bakterii jest mniej i chyba już sobie do krwi nie pójdą..Ciekawe gdzie one w ogóle są? Czemu nie umieją ich znaleźć? Klonujemy ludzi, a nie umiemy znaleźć źródła stanu zapalnego i miejsca zakażenia.
      Ania jest śliczna i taka malutka. To niesamowite, że taki maluszek wszystkiego od Ciebie potrzebuje. Nasza sama przekłada główkę, to póki co jej jedyna umiejętność. Resztę potrzeb musi nam komunikować. Strasznie ją kocham, a przez szpital uniknęłam chyba bejbi blues'a - ja płakałam z tęsknoty za małą przez samotny tydzień w szpitalu.
      Dziecko to zdecydowanie cud! Bardzo wiele nas uczy, przede wszystkim o miłości..