Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anna Maria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anna Maria. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 lutego 2015

Dzieci są smutne

Był sobie bal w żłobku. Kartka z informacją wisiała 2 tygodnie wcześniej. Panie również mówiły.Prosta sprawa, bal przebierańców dla maluchów- brzmi jak fun.
Finalnie o godzinie 10.30 - no słabo, trzeba wziąć kilka godzin wolnych z pracy. Przy mojej ilości nadgodzin odebranie kilku to nie kłopot. Ale to ja. Bal to niby pierdoła, dla wielu nie ważna. Nie ważna? No właśnie, niekoniecznie..
Zatem ustaliłam spóźnienie w pracy i przygotowałam strój. Wymyśliłam sobie wróżkę, Skrzydełka z IKEA, różdżkę sama zrobiłam, sukienka do baletu, korona z pasmanterii. Chwilę zajęło skompletowanie stroju. Było warto, Ania była zachwycona z sukienki i nie chciała po balu jej zdjąć. Tak samo buty dobrane (a muszę odnotować, że moja córka jest niesamowita buciarom, mamy już 7 par balerinek i nosi je zamiast kapci). Ania o balu mówiła nam kilka dni wcześniej, powtarzając "bal, bal" i oglądając swoje akcesoria. We wskazanym dniu jak zawsze nie chciała wstać, więc o 10 ją obudziłam. Słowo "bal" zadziałało jak magnez, szybkie przebieranie, zęby i mała stoi pod drzwiami sięgając do klamki i wołając "Chodź, chodź, bal". Super, zachwyceni pojechaliśmy. Byliśmy w punkt, no może parę minut po 10.30. W żłobku czekali, "Jest Ania to możemy zaczynać". Tańce zabawy, Ania nie pozwala mi nawet na minute nie brać w nich udziału. Tańczę wiec, kicam i śpiewam. Rozglądam się po sali..Czemu tylko moje dziecko się śmieje? Czemu tylko ona podskakuje? Rozglądam się. Kilkoro dzieci nie ma przebrania i z zazdrością patrzy na te w pięknych strojach. Przykre. Dzieci patrzą na mnie i na Tygrysa wygłodniałym wzrokiem. Ich rodziców nie ma na sali. Z jednym chłopcem jest niania. Część dzieci stara się brać udział w zabawie, ale nie ma w tym emocji. Bardziej mrozi mnie widok chłopca który siedzi. Mały smutny czarny pająk z czerwonymi łapkami. Siedzi i patrzy, nie ruszył się przez okrągłą godzinę, a Panie są zadowolone, że nie płacze. To sukces. Sukces?! Żadna z opiekunek nigdy nie widziała jego rodziców, przywozi go na 6.45 niania i o 17 odbiera. Pod ścianą stoi bardzo smutna dziewczynka w ślicznym stroju biedronki. Dziewczynka ma faz, ma również smutną nieobecną minę..Nie bawi się, nie reaguje. Jakiś chłopiec nie ma przebrania, chowa się w domku. Jest też Hania, dziewczynka wpatrzona w moją Anię. Naśladuje ją, zabiera zabawki, w dniu balu zabrała Ani jej maskotkę Elmo. Anie rozumie że Hania ja naśladuje i chce to co ona ma. Mojej córce to nawet nie przeszkadza, bardziej jest jej szkoda Hani. Rozmawiamy o tym. Hania jest przebrana w szary worek ze znaczkiem dolara. Worek pieniędzy. Jakoś mnie to nie bawi..
Siadamy do stołu. Jakaś kolejna dziewczynka (również nie przebrana) zostaje posadzona obok Ani. Jest smutna. Nie wie czy chce jeść, nie reaguje. Moje dziecko zadowolone bierze rodzynki i nasypując na rękę kila sztuk głośno ogłasza: "O! Kupka!". Ciocie się śmieją. Widzę że ją lubią. Mówią o Ani że to ich szefowa, ale mówią też coś co mnie zastanawia "Po Ani widać, że to szczęśliwe dziecko" i "to nasze jedyne szczęśliwe dziecko tutaj". Wszystko składa się w całość.. Te dzieci są smutne, one się nie bawią, one się nie śmieją. One tęsknią.
Z balu wychodzę przybita. Ania jest szczęśliwa, wiem to, kocham ją szalenie i staram się jak mogę, choć wciąż mam do siebie żal i pretensje, mogłabym być lepszą mamą, mieć dla niej więcej czasu. Nie jestem "dzieciarą", ja generalnie nie lubię dzieci. Jednak nawet mnie ruszyło to co zobaczyłam. Gdzie są rodzice Krzysia pająka? Nie wiedzą, że płacze przez większość dnia, że ma 2 lata i nie zaczyna mówić? Czy tak bardzo gonimy za pieniędzmi i wygodnym życiem, że nie jesteśmy w stanie usłyszeć potrzeb naszych dzieci? Dziewczynkę z faz chciałam przytulić..Była taka samotna i zagubiona..Jeden chłopiec jest budzony i kładziony spać przez nianię. Gdzie są rodzice? Czy to dlatego dzieci są smutne? Dlatego się nie śmieją? Dzieci nie są już ważne? Co jest ważne? Co zatem ma wartość?

Nie wiem, jest mi smutno..To nie chodzi o ocenianie nikogo, tylko o pytanie quo vadis?

wtorek, 10 lutego 2015

Chwile z dzieckiem

Piszę z perspektywy matki pracującej. Pracującej? Chmm.. zapierdalającej jak dzika..ostatnio mąż mianował mnie kłębkiem korposzczura. Tak ostatnio pracowałam po 14-16h na dobę, Jednak nie o tym chcę pisać.

Wczoraj wzięłam WOLNE - brzmi to jak zakazana rozkosz i było faktycznie przyjemne. Rano tulenie córki. Maluszek trący oczy i wtulający się bo tak..Wspólna wycieczka na pocztę. Nawet do żłobka poszła chętnie (w pantoflach z torebką). Po załatwieniu swoich spraw, odebrałam skarba. Razem wróciłyśmy do domku. Z jednego talerza i widelca zjadłyśmy kolację. Po krótkiej zabawie i ubrudzeniu połowy domu poszłyśmy plupu plupu - co w języku Ani oznacza kąpiel. Pełna wanna wody i piany. Chlapanie, dmuchanie na siebie pianą i polewanie mojej głowy z radosnym okrzykiem "włosek" :) Potem weryfikacja czy prysznic ze szklanymi drzwiami nie jest przypadkiem fajniejszy i powrót pod pierzynkę piany. Kąpiel zajęła nam przeszło godzinę. Reszta wieczoru była bajkami, tuleniem i wygłupianiem. Ania, która zwykle o 24 ledwo zasypia w aucie, poszła o 22 spać pijąc mleczko i tuląc się do mnie. Było nam po prostu razem dobrze, tak zwyczajnie.

To sprawia, że myślę co dalej, jak się z tego wszystkiego trochę wyplątać by mieć więcej czasu. A może jak sytuacja się unormuje to zdarzy się cud i będzie nam dany jeszcze jeden mały chomiś?

Może..

Póki co nie mam czasu iść do lekarza, nie mam czasu wykonać zaleconych badań, nie mam czasu się po dupie podrapać!!!
Luty! Rany już jest luty?!!! Kiedy minął grudzień i styczeń? Wszystko dzieje się absurdalnie szybko, za szybko. Cały czas wpadają nowe wrzutki. Np teraz nasz  lokator rozstał się z dziewczyną i musieliśmy szukać nowych. Udało się znaleźć kogoś super na zakładkę.  W żłobku remont, zmiana właścicieli i zasad. Wszystkie te rzeczy są na plus --> ale pochłaniają czas i energię. Mamy lepszych najemców i taniej, nowiej i fajniej w żłobku. Jeszcze jedno - przyjaciele..
Jakiś armagedon --> przyjaciel Tygrysa był u nas z dziewczyną, z która mieszka i dla niej zmienił miasto itd. To była ich ostatnia wizyta razem. Zaraz po tym go zostawiła. Moja najlepsza przyjaciółka też odkryła, że facet z którym jest i mieszka ją zdradza. Przez jakiś czas mieszkała u nas. Tylko 2 przyjaciółka podjęła inne decyzje i wylatuje się z trudnej relacji. Finalnie jest poligon!

wciąż bieg..nie ma kiedy się zatrzymać..a warto! Ten jeden dzień z Anią był po prostu czystym szczęściem, mimo ze tez w ciągu dni 8 rzeczy w biegu załatwiałam. Chciałabym moc być z nią więcej. Jest wspaniała! Jest to najlepsze co spotkało mnie w życiu. To że było mi dane ją poznać!

wtorek, 5 sierpnia 2014

My nie chodzimy nie pytamy jak żyć. Tu bierna postawa nie wystarczy..




Oj nie wystarczy.. Pięść losu właśnie napierdala! Więc pośladki zwarte i do walki , bo „nikt nie zobaczy nas na tarczy”. Nadeszło to czego się bałam.. Gdzieś podskórnie od pierwszego dnia wiedziałam, że nadejdzie. Może tylko dzięki temu mogłam się na to przygotować. W sobotę w nocy obudziła nas Ania, jak zawsze po 1, ale tym razem to nie był płacz. To był szczek. Tygrys poszedł 1, nie wiedział o co chodzi, czemu ona się rzuca i nie chce mleka – odłożył ją do łóżka. Ja pochodzę, patrzę.. Ona się DUSIŁA!!! To było 1 spojrzenie, cała sytuacja nie trwała nawet 30 sekund, a ja już miała poczucie, że jest za późno! Że minęła cała wieczność! Że teraz już nie zdążę! Działanie było automatem. Okno, inhalator..T był zamurowany gdy zrozumiał. W tempie rakiety znalazłam Pulmicort, Berodual i zaczęłam inhalację, dodatkowo zyrtek. Tygrys dzwonił po pogotowie. Nic już nie mogłam zrobić, tylko ją trzymać i modlić się by zatrybiło. By skurcz krtani choć trochę odpuścił. Ani wyszły wszystkie żyłki, na klatce zrobiła się fioletowo-granatowa siateczka, usta zaczęły jej sinieć, łapała się za gardło. Harczo-krzyczała. Starałam się ja uspokoić moim głosem, ale sama byłam jak bomba. Krzyczałam, choć pewnie nie powinnam, błągałam ją by starała się mnie naśladować i pokazywałam jak regulować oddech. To wszystko było głupie..ale ja nie mogłam już nic więcej..a ona taka malutka..była przerażona, nie rozumiała czemu się dusi. Kurwa! Myślałam, że będzie tak jak w standardzie, czyli po 2 roku życia. Wtedy malec więcej kuma, można powiedzieć by starał się naśladować mamę i opanować choć trochę sytuację. Ale rok i 3 miesiące to zdecydowanie za mało! Z każdym kolejnym nieudanym jej oddechem myślałam, że się rozpadnę na milion części..
Leki zadziałały! Zaczęła małymi hałstami znów łykać powietrze. W tym czasie już Tygrys asekuracyjnie wezwał też karetkę z LUXmedu. Cholerny NFZ jechał przez sto lat. Dyspozytor podał im zły nr mieszkania. Choć ochroniarz ich dobrze kierował to i tak najpierw poszli tam. Gdy dotarli do nas (po 20 minutach od wezwania!!!) to Ania już łapała powietrze. Nadal był totalny szum w płucach (nie pamiętam tej ich profesjonalnej nazwy), ale saturacja wróciła. Na pytanie czy mogą jej pomóc usłyszałam: „Pani już wszystko zrobiła. Pani ją już uratowała.”. Troche odpuściło..uratowałam?! Czyli zagrożenie minęło?! Czyli już się nie udusi mi na rękach?!
Pojechałyśmy z nimi do szpitala. Po drodze lekarz uraczył mnie historią o chłopcu 2 latnim, którego rodzice nie wiedzieli co robić, nie mieli leków. Zanim się zorientowali to było późno, późno zadzwonili po pogotowie i zabrali chłopca na dwór. Ale teraz nie ma nawet zimnego powietrza które by pomogło w obkurczaniu (już lodówka byłaby lepsza – czemu dyspozytor przez telefon im tego nie powiedział?!). No i jak pogotowie dojechało to już było za późno..wciąż myślę o tych rodzicach.. Po co oni mi to opowiedzieli?! Nie jestem przez to dumna, że ja wiedziałam co robić (wiedziałam, bo te walkę moja mama toczyła wiele razy o każde z nas, zwłaszcza o moje rodzeństwo)..Boje się, że ja kiedyś nie podołam. BO jeśli podam inhalacje za późno to może podkręcić skurcze zamiast pomóc. Oni chyba nie wiedzieli jak cholernie jestem świadoma tego z czym będę się mierzyć.. Wciąż też myślę o tych rodzicach. Oni nie wiedzieli. Nie mogli być gotowi..jak teraz mają żyć??!!
Oczywiście nie dałam Ani na obserwacje do szpitala, bo sama pediatra stwierdziła, że skoro wiem co robić to lepiej będzie jej w domu.
Mamy już z Tygrysem opracowane procedury. Od dziś gdy jest chora sprawdzamy gdzie jest ostry dyżur. W razie duszności sami ją zawieziemy na zastrzyk, a inhalować można i w aucie (wtyczka jest), a sterydy na stałe chłodzą się w lodówce – powstałą specjalna ratunkowa półka. Zatem najbliższe 8 lat, może więcej, będzie poligonem..
W związku z tym mam kose z Bogiem! Koniec! Nie proszę Go nigdy o nic! Sama zawsze walczę. O 2 rzeczy Go błagałam. O zdrowie dla siostry – zmarła, a potem w ciąży by Ania była zdrowa. I co?! Taki z Niego wierny przyjaciel! Proście a dam..Pukajcie a otworzą Wam. Nie jestem żebrakiem, nie zawracam Mu dupy. Prosiłam tylko 2 razy! Koniec!                Niech na mnie nie liczy skoro ja na Niego liczyć nie mogę! Bóg miłości – ciekawa musi mieć teorię miłości! Nie ma przyjaźni, w myśl Starego Testamentu – oko za oko, ząb za ząb. Więcej nie przyjdę, nie przyjaźnimy się bo nie ufam Mu! Trzeciej szansy nie będzie. Skoro jestem sama na tym poligonie to będę walczyła, ale nie będę się oszukiwała, że mogę liczyć na Kogoś kto mnie wystawia. Pogadamy po mojej śmierci. Może wtedy zrozumiem sens i cel. Na ten moment granica została przekroczona.


*Z innych ciekawych newsów to mam niedoczynność tarczycy (TSH 4,77), dostałam właśnie dziś tabletki Euthyrox N 50. Zatem może być teraz lepiej z moją cerą i łatwiej będzie mi zgubić nadprogramowe kilogramy. Tyle..

My nie chodzimy nie pytamy jak żyć
Tu bierna postawa nie wystarczy
Nie bawi nas cały ten teatrzyk
Bo mocno swój los trzymamy w garści
A czasem bije pięć czasem karci
To nigdy nie zobaczysz nas na tarczy

poniedziałek, 28 lipca 2014

Jak uszczęśliwić małą dziewczynkę?

Były imieniny młodej. Nie ukrywam, że tego dnia walczą we mnie 2 sprzeczności: tęsknota za zmarła siostra i radość z tego, że jest z nami malutka. Zależało mi by świętowanie było wyjątkowe, by ona była szczęśliwa. Zrobiłam tort - najładniejszy jaki umiałam z wnętrzem piankowym:) Oczywiście czekolada i truskawki. Gdy spala przyozdobiliśmy dom balonami, którymi z radością się potem bawiła. Ania dostała masę fantastycznych prezentów. Przyjechała moja przyjaciółka (jej mama chrzestna) z Lublina, była Daria którą uwielbia, trochę innych bliskich osób, a po 21 dziadkowie i wujek. Ania po kolei odpakowywała prezent, testowała i po jakimś czasie kolejny. Cudownie było patrzyć jak się cieszy. Potem obowiązkowa wycieczka na plac zabaw. Spać poszła po 24, gdyż zjadła truskawki w czekoladzie i fragmenty tortu. Z truskawkami była mega zabawa. Pochłaniała je z szypułkami. Uciekała z zabraną do swojego domku i wchłaniała całą. Trzy razy się przebierała podczas imprezy i zaliczyła kąpiel w wannie - testowanie zabawek od chrzestnej. Była w centrum i bardzo ją to cieszyło.

To była bardzo, bardzo udana impreza!







poniedziałek, 23 czerwca 2014

Codzienność

Dziś zawiozłam Anię do żłobka rowerem. Całą drogę myśląc co ona tam z tyłu kombinuje? Bo w aucie już się wyplątuje sprawnie z górnych szelek fotelika. Rowerowe zapięcie ma tylko górne trzymanie. Także już stres! Wyobrażenia jak spada na te swą sprytna główkę…aaaaa! Mój rower jest ogromny – rama na kogoś kto ma ze 2 metry – mając najniżej siodełko nie sięgam nogami do ziemi. W związku z tym Ania ma dość daleko do ziemi. Fotelik rowerowy na holendra to nie takie hop-siup, standardowe nie pasują bo inna rama, z kilku sklepów na Kabatach odprawiono. Finalnie zakupiłam fotelik rowerowy Qibbel i poza szelkami jestem zadowolona. Wiem, że ludzie chwalą sobie ciągane za rowerami przyczepki, ale ja jakoś nie umiem się do nich przekonać.

Od jutra do piątku znów będę słomianą wdową, a jak na złość właśnie zadzwonili ze żłobka by zabrać Anię bo ma zielone gluty. Bomba! Na szczęście mam rodziców blisko no i Daria ze mną zamieszka. Jakoś się będzie to układało..Dobrze, że mam przyjaciółki. W piątek np. dzień z Karo (przyjechała z Lublina ze wsparciem) i wieczór z Darią – postawiły mnie przedweselnie na nogi.



W weekend byliśmy na weselu znajomych w Tomaszowie Lubelskim. Ludzie się z wiekiem zmieniają. Fajnie tak się spotkać, pogadać, popatrzeć na wszystko z perspektywy czasu. Dużo zawirowań i wspólnych historii. Śmiesznie i pozytywnie. Anią się zajmowała babcia. Następnego dnia pojechaliśmy do rodziny Tygrysa na wieś. Mała oszalała ze szczęścia – małe kotki, kurczaki, kaczuszki, cielaczek, piesek. Chodziła i głaskała wszystkie zwierzaczki z ogromna delikatnością. Cudownie było na to patrzeć! Ślepe koteczki jednym paluszkiem głaskała..

środa, 4 czerwca 2014

Matka Polka i chwila dla niej

Matką nie jest łatwo być, bo często brakuje czasu na "chwilkę dla siebie". Gdy nie ma z kim dziecka zostawić, lub gdy po prostu po pracy ono i tak jest "nieodklejalne" bo tęskni, a Ty masz poczucie winy że mało przy nim jesteś..Na szczęście udało mi się znaleźć złoty środek:) Do pracy jeżdżę rowerem! To tylko 30-35 minut i blisko 10 km w jedną stronę. Dzięki cudownej aplikacji Endomondo mogę obserwować moje wyniki i nie ukrywam, że jest to dla mnie przyjemne. To nie są wyniki sportowca, ani nic niesamowitego, ale jednak wpływa na mnie jak zawsze pozytywnie - kocham jazdę rowerem! :)

Ogólnie ostatni czas jest dla mnie dobry, regularne posiłki (w pracy dopłaty do obiadów), karnety na stałe do kosmetyczek, stały ruch - jakoś tak wszystko sobie ułożyłam w nowym miejscu. Czemu? Bo np. mama jest blisko i odbiera Anię ze żłobka! Mama to skarb! No i Tygrys mimo jego nałogowego pracoholizmu jest teraz silnym wsparciem - zawozi Anię do żłobka rano - i uwaga, uwaga! Daje jej śniadanie..tak, tak własnymi rękami robi kanapkę z szynka i kroi na kawałeczki, tak by mogła sobie swobodnie zaaplikować do pyszczka. To w ogóle jest cudowne, bo to Ania wstaje pierwsza i wychodzi z łóżka, grzecznie drepcze do taty i budzi go..by mogli razem zacząć dzień (mnie już zwykle wtedy nie ma). Potem on prasuje koszule, kapie się itd, a Ania mu towarzyszy - Tygrys jest fajnym tatą. Wczoraj np. uparła się by iść z nim gdy schodził do samochodu - więc posadził ją sobie na kolanach i z nią przepakował auto. Ciekawe ile lat skończy jak zacznie uczyć ją prowadzić - pewnie gdy tylko sięgnie do pedałów:)

Tak czy inaczej - jest fajnie! Mam swoją toaletkę w sypialni w nowym mieszkaniu, mam czas..Czuję się dobrze ze sobą - to bardzo wpływa na samoocenę. Aż chyba kupię jeszcze 1 sukienkę:)


piątek, 30 maja 2014

Czas mija

Chwila dla mnie. Siedzę właśnie na planie reklamy, więc mam chwilę dla siebie:) Ania ma już ponad rok i nastąpiło w moim życiu wiele zmian. Trafiłam w pewnym momencie w swoim życiu na ścianę, mimo w sumie dobrej sytuacji czułam się na maxa nieszczęśliwa.  Było źle, naprawdę źle..Przyszedł czas zmian..A jak zmiana to już w pełni:
- zmieniłam pracę
- przeprowadziliśmy się
- Ania po krótkim epizodzie z nianią poszła do żłobka.
- zmieniliśmy samochód
Wszystko na raz! W fazie zmiany także wyjechaliśmy na tydzień do Grecji. To było mi potrzebne. Wiem, że nie jestem typową osobą, że gonie marzenia, szybciej niż inni. Faza zmiany i nowych pomysłów to u mnie stan trwały. Lubię to w moim życiu. Dobrze że Tygrys umie się na to godzić i po prostu akceptowa i wspierać w tych zmianach. Szkoda życia by czekać na bycie szczęśliwym!
A teraz trochę o każdym z nas.
Ania - 86 cm szczęścia i 12kg wagi:) Rok i 6 tygodni :) Chodzi, biega, trochę gada, mowa bierna opanowana, 10 zębów, silny charakter i niespotykana otwartość na świat:) Z każdym dniem mądrzejsza, zaskakuje mnie każdego dnia.
Tygrys - awansował na dyrektora, wkręcony w robotę na 100%, ciśnie nasze nowe autko  jeżdżąc permanentnie ponad 200 km/h.
Ja - nowa praca, wreszcie po stronie klienta. Szyję, robię biżuterię, jeżdżę do pracy rowerem i biegam.

Sumując jest bardzo dobrze!


Matka Polka szyje/ How to saw..??



Uczę się szyć! Tak..bo jakby brakowało mi innych wyzwań, to zawsze trzeba się czegoś uczyć. Na razie uszyłam kilka pierwszych rzeczy dla Ani. Bardzo mi się to podoba. Zakupiona najprostsza maszyna Łucznika o dumnej nazwie Anna dzielnie mi w tym pomaga. Okazuje się że stworzenie prostych kreacji nie jest tak trudne jak się spodziewałam. Wkręcam się i mam wiele pomysłów!!! Jeszcze o tym nie raz napiszę..




środa, 27 listopada 2013

Back in Black

       Dawno nie pisałam bo nie miałam czasu. Znów jestem korpo szczurem. Te słowa też piszę klikając na firmowym komuterze. Tak wróciłam do pracy i nie wykorzystalam rocznego urlopu macierzyńskiego...
TAK - cholernie za Anią tęsknię!
NIE - nie jestem złą matka i nie zamierzam tak o sobie myśleć. Choćby nie wiem co!

Ania jest ze swoim tatą! Jest bezpieczna i szczęsliwa. Rozwija się pieknie. Obecnie już umie:
->siedzieć
->raczkować
->stać trzymając się czegoś


Zajada już prawie wszystko i rośnie jej 4 ząb. Czyli rozwój pełną gębą! Mamusia rozmyśla nad prezentami pod choinkę..

Ania teraz spi w ciagu dnia a gdy wracam to jest aktywna do 1-2 w nocy, bez ani 1 drzemki. Tak wiem, to nie jest dobre. Ale tak jest i kropka!

A ja? Nie mam czasu by się zatrzymać w wariackim pędzie codzienności i pracy. Chdzę spać o 2 wstaję o 7 z przerywnikami na nocne karmienia Ani..Ale jestem SZCZĘŚLIWA! Tak własnie się czuję. Mam cudowne dziecko, wspaniałego męża i się realizuję. Jest cudownie - choć może nie wzorcowo:)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Chwila w domu

      Wróciłam z wakacji i zaraz wyruszam znów. Teraz będzie grana Ukraina. Dzikie kraje - w sam raz wyzwanie dla mojej 3 miesięcznej piękności :) Aneczka rozwija się w szalonym tępię - ostatnio bez przerwy gada i pokrzykuje. Od ciotki Darii nauczyła się śpiewać i teraz trenuje:) Zjada znacznie mniej niż podają na puszkach ale mnie to nie martwi bo ładnie rośnie. Nadal kocha rybki :) Ma też swoją huśtawkę i uwielbia się na niej bujać.
      Uwaga, Uwaga! przeczytałam Pięćdziesiąt twarzy Greya u muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta książka. W sam raz na wakacje i na plażę. Historia oprócz wiodącego wątku erotycznego zawiera też ciekawy obraz relacji i zależności międzyludzkich. Zdecydowanie działa na emocje. Nie jest to też standard jak w typowych harlequinach :)Być może stałam się kurą domową, ale mi się podobało - obecnie czytam już 2 tom (Ciemniejsza strona Greya).
      Dzis lekarz (dla mnie!)..aaa jak się boję! Nienawidzę!


poniedziałek, 22 lipca 2013

Mama na wczasach,

      Facet się przydaje, a tak konkretnie to ojciec..oj tak! Jestem z przyjaciółką w Kołobrzegu w hotelu Marine. Wszystko pięknie, apartament cud, lokalizacja, pogoda..Tylko, że jest ze mną moja córa i to standardowy babski wypad przekręciło o 180 stopni! Nie było mowy o byciu na plaży w wózku - strajk! Knajpa - strajk! Spacer plażą - strajk! Słońce - strajk! Spacer w cieniu wózkiem - strajk! Spacer w chuście - tylko przodem do kierunku jazdy. Czyli super ;/ i nie ma partnera by Ci pomóc, lub dać odrobinę wolności.. Wczorajszy dzień był straszny (no może poza basenem). Ale nie ze mną te numery! Nabyłam namiot za niecałe 8 zł w Pepco i uratowałam nim wakacje. Dziś już spała grzecznie w namiocie na plaży - a ja mogłam sobie popływać w morzu i nawet spaliłam sobie nogi i plecy. Nie jest źle. A le Tygrysa doceniam jak nigdy. Mężczyzna to jednak wsparcie i siła - a nasza mała waży już 6 300! Ehh..nic tylko doceniać:)

czwartek, 18 lipca 2013

Dziecko w chuście

      Ania odmówiła kategorycznie spacerowania w gondoli. Wózek = płacz. Nie mogę jej wsadzić do spacerówki bo jest za malutka - kręgosłup. Co zatem mi pozostaje? Chusta! Mam nawet 2 lnianą i elastyczną. Preferuję te elastyczną gdyż łatwiej sie zakłada, lepiej przylega do ciała i trzyma dziecko. Dostaliśmy ją w prezencie od firmy Tygrysa. Nasza jest marki Tula i wygląda tak :) Jest po prostu świetna! Łatwo się ją wiąże i Ani jest w niej niebywale wygodnie. Przytulona spokojnie śpi, a gdy nie ma ochoty na se n to patrzy na otoczenie. Więc teraz w ten sposób podróżujemy np. na basen. Łatwo mogę schować jej główkę przed słońcem naciągając zewnętrzny materiał, lub tez zakryć gołe stópki gdy wieje. Dostałam teraz od mamy nosidełko - niebawem przetestuję. Tak czy inaczej chustę polecam też dlatego, że to bomba endorfinowa! Taki przytulony maluszek - ja mam ochotę latać ze szczęścia.

Chusty są super!


czwartek, 11 lipca 2013

Moja mała

      Anka rośnie jak szalona, wyrasta mi z ubranek w szalonym tempie! Nosi już rozmiar 68, a to podobno dla 6 miesięcznych maluszków. Dziś się przekręciła na brzuszek kilka razy, a nie ma jeszcze 3 miesięcy! Na zajęciach na basenie radzi sobie bardzo dobrze mimo, że jest najmłodsza w grupie. Trochę boję się kolejnych zajęć z trenerem - mają nurkować..ale, wróćmy do tematu rozwoju małej. W lustrze już widzi swoje odbicie. Cieszy się jak szalona, gada do siebie i się śmieje. To jest urzekające!

      Jedno jest pewne - Tygrys się córki nie wyprze! Nie dość, że jest bardzo fizycznie do niego podobna, to objawia tatusiowy gust. Najukochańsza muzyka to hip-hop, a zbawienne działanie akwarium sprawiło, że myślę o haku w suficie i huśtawce. Ile można trzymać brzdąca na rękach? Wymyśliłam zatem super-pseudo-siedzonko (widok na zdjęciu) - bo już miałam dość:)

      Z moich obserwacji wynika, że Aneczce ładniej w błękitnym niż tradycyjnym dziewczęcym różu. Mi w zasadzie się zawsze podoba, bo jest najpiękniejsza na świecie! Tak moje drogie - to niezaprzeczalny fakt, że dla każdej matki jej dziecko jest przepiękne:) Ja jestem po uszy, do szaleństwa zakochana. Ogólnie wypełnia mnie szczęście. Dziecko to inny wymiar po prostu. Jestem po prostu inną mną, mamą! Podoba mi się to!
   

Kocham moją Annę Marie!

poniedziałek, 8 lipca 2013

Robienie zdjęć i kręcenie filmów w wodzie

      Ania ma coś po mamie:) Kocha wodę i pływanie. Teraz prawie codziennie chodzimy na basen. Pływamy około 0,5 h - potem już jest zmęczona. Jak na takiego maluszka to i tak długo - machania rączkami i nóżkami. Ostatnio zabraliśmy ze sobą na basen aparat Panasonic Lumix DMC-FT2. Bylismy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Poniżej recenzja mojego Tygrysa, który wie o aparatach znacznie więcej niż ja:


O aparacie
Lumix DMC-FT2 wykonały sprawne rączki Japończyków w Osace. Solidność konstrukcji widać na 1. rzut oka. Aparat ma zwartą konstrukcję i jest po prostu solidny. Od razu widać, że powstał by stać się elementem aktywnego stylu życia posiadacza.
Parametry

  • Wodoodporny do 10 m, mrozoodporny do -10℃, odporny na upadki z wys. do 2,0 m oraz niewrażliwy na kurz
  • Filmy HD w formacie AVCHD Lite oraz wyjście HDMI z obsługą funkcji VIERA Link
  • iA (Inteligentny Tryb Auto) z systemem POWER O.I.S. (optycznym stabilizatorem obrazu)
  • Szerokokątny, 28-mm obiektyw LEICA DC z 4,6-krotnym optycznym zoomem
Za panasonic.pl, szczegółowe są dostępne tutaj
Dlaczego FT2?
Aparat dostaliśmy w prezencie i początkowo byłem wobec niego bardzo sceptyczny. Na co dzień używam półprofesjonalnej lustrzanki Sony A700 i nie sądziłem że mały kompakt może cokolwiek wnieść do mojej fotografii. Jak się okazało byłem w błędzie.
Aparat stanowi świetne uzupełnienie lustrzanki. Sprawdza się wszędzie tam gdzie boję się zabrać lustrzankę (chociaż „siedemsetka” ma wzmocnioną obudowę. Poza tym FT2 daje szansę nagrywania filmów w jakości HD
Użytkowanie aparatu
W domu trzymamy go... w kuchni. Żona używa go do ilustrowania swoich przepisów, które potem wrzuca na bloga kulinarnego thefallingground.blogspot.com . Z racji na parametry aparatu , nie grozi mu zachlapanie, a wybrudzenie kuchennymi produktami, nie niesie za sobą poważnych konsekwencji - wystarczy go umyć pod kranem.
Poza domem jest rewaluacyjny na plaży i na basenie. Najbardziej spektakularne jest jego wykorzystanie w wodzie. Pamiętam lęk, gdy pierwszy raz go zanurzałem – dreszczyk emocji był niemały. Teraz wiem, że ten Lumix doskonale się sprawdza na basenie czy w naturalnych zbiornikach wodnych dodatkowo kręci rewelacyjne filmy w jakości HD. Odbywa się to po wciśnięciu dedykowanego przycisku na obudowie aparatu. Duży plus dla Panasonica za wyposażenia aparatu w diody LED. Dzięki nim filmy realizowane głębiej pod wodą lub w gorszych warunkach oświetleniowych są wyraźne – szczególnie dla nieodległych obiektów. Diody są również wykorzystywane jako wsparcie dla AF.
Spośród standardowych programów Lumixa wyróżnia świetny tryb zdjęć podwodnych uwzględniający podwodną zmianę widma światła słonecznego. Niestety jeszcze nie miałem jeszcze okazji do fotografowania nim rafy koralowej.
Satysfakcjonujący poziom reprezentuje bateria. Wykonanie na jednym ładowaniu blisko 300 zdjęć i kilku minut filmów to więcej niż zadowalający wynik.
Godnym odnotowania pomysłem było uzupełnienia wyposarzenia aparatu w silikonowy futerał, dzięki któremu aparat świetnie leży w dłoni (nawet mokrej) i jest doskonale chroniony przed uszkodzeniami mechanicznymi – bo blisko roku wciąż wygląda jak nowy. W tym miejscu warto wspomnieć o zaciskanym pasku na nadgarstek chroniącym aparat przed podzieleniem losu Titanica oraz szczoteczce do czyszczenia całości.
„Plusy ujemne”
Zwarta konstrukcja i optyka wyposażona w zoom, stabilizację i względnie drobne soczewki, niesie za sobą poza wytrzymałością również istotną wadę – jest ciemna. Przetwornik obrazu na którym upchnięto 14 milionów pikseli nie wyróżnia się w swojej kategorii – i gdy tylko musi pracować przy większym ISO (ponad 400) generuje nieciekawe ziarno.
Niskiej jakości są również plastikowe podzespoły zamykające dwie super szczelne klapki – w moim modelu jedna z blokad otwarcia klapki się ułamała.
Posumowanie
Panasonic Lumix DMC-FT2 to dobry aparat dla osób prowadzących aktywny tryb życia. Świetnie się sprawdzi jako drugi aparat do zastosowania w bardziej ekstremalnych warunkach.

czwartek, 4 lipca 2013

Ania w kąpieli - kosmetyki MIXA

      Kąpiel malucha dla mnie była wyzwaniem. Jak malutką trzymać? Jak dokładnie ją umyć? Jakie kosmetyki wybrać? Kąpiel przejął szybko Tygrys, gdyż jego duże bezpieczne i sprawne dłonie są niezastąpione! Ania kocha kąpiele z tatą! W mojej gestii pozostały kosmetyki. Kupione w aptece nie przyniosły zamierzonego efektu - małej skóra się przesuszała i wyglądało to trochę tak jakby miała łupież. Było to chyba typowe - jako młoda mama myślałam, że jak kupię najdroższe w aptece to będzie najlepsze. A tu zaskoczenie! Postanowiłam szukać dalej, w sklepie natrafiłam na nową dla mnie markę MIXA i zaryzykowałam. To był strzał w 10! Obecnie dokupiłam inne kosmetyki z tej serii. Skóra głowy i włoski są po nim super! W dodatku przyjemnie pachnie i łatwo się go używa i spłukuje. Nawet zamknięcie jest dobrze przemyślane. Łatwo użyć podczas kąpieli. Wbrew pozorom to bardzo ważne gdy kąpie się malucha samemu, ciężko jest wtedy odkręcać zakrętki..
Jestem wiec bardzo zadowolona i szczerze polecam! To chyba nowa marka na rynku i moim zdaniem go zwojuje. Zwłaszcza że jakość do ceny jest super. Za płyny z apteki płaciłam znacznie więcej, a satysfakcji brak..Nasza wspólna kąpiel jest więc teraz super zabawą - Aneczka kocha się chlapać i nas obryzgiwać. Żeby nie było - nie jest łobuzem - sami ja tego nauczyliśmy i cudownie jest patrzeć jak się śmieje!

środa, 3 lipca 2013

Jak ten czas szybko mija.

      Nasz miluszek ma już 2,5 miesiąca. Urosła niewyobrażalnie!!Jest najwspanialszym dzieckiem na ziemi. Śpi dużo, w nocy potrafi spać 10 godzin bez przerwy. Nie znamy więc męki wielu rodziców. Może to efekt tego , że jest na sztucznym mleku. Zwyczajnie się najada:) Nie będę streszczała ostatnich miesięcy bo nie dam rady. Z dnia dzisiejszego mogę napisać, że pobieranie krwi u takiego maluszka to straszne przeżycie. Dla niej, a i dla rodziców. Ja się dziś popłakałam - pielęgniarka wbiła wenflon i grzebała tam w środku w poszukiwani żyły. Ania okropnie płakała i krzyczała z rozpaczy. Serce we mnie pękało..
      Jutro wyruszamy na basen na 1 zajęcia z trenerem. Jednak to nie będzie jej pierwsze doświadczenie z większą ilością wody niż w wanience. Byliśmy w Tatrach i tam zaliczyła z nami kilka basenów termalnych. Pierwsze doświadczenie było bardzo ciekawe. W ciepłej wodzie Ania chciała iść spać, a nieco chłodniejszą chciała pić. Słodko wystawiała jęzorek:) Zobaczymy jak nam pójdzie z terenem - już się doczekać nie mogę. Basen jest ozonowany i dzięki temu są tam zajęcia dla takich maluszków.
      Mała jest mała (co widać na zdjęciu obok), mądra, gaworzy, w dzień nie śpi i spędza ze mną wesoło czas. Zaskakujący jest fakt, że w zasadzie nie płacze. Jest otwarta na gości, lubi podróże i nie przeszkadzają jej zmiany. Spokojnie możemy iść do znajomych an wieczór i siedzieć u nich do 1 w nocy. Nas też znajomi chętnie odwiedzają, ostatnio Tom przez pół nocy Tygrys grał z kumplem na playaku. Takie zwykłe rzeczy pozostały - pikniki/grille ze znajomymi, spontaniczne wypady, czy wieczory filmowe.

KOBIECA STRONA
      Teraz coś o mnie, bo pomimo, że jestem matką to pozostaję 100% kobietą. Jak to jest po ciąży? O ciało muszę walczyć. Póki co liniowo chudnę i pozbywam się nadmiaru mnie:) Ponieważ nie karmię piersią to kilogramy lecą wolniej, ale moje piersi pozostają na miejscu. Staram się łapać chwile by wyjść na rower, z Aneczką mam dużo ruchu i chodzimy na długie spacery. Powoli coraz łatwiej mi akceptować odbicie w lustrze - zaczynam w nim widzieć dawną siebie. Jeśli chodzi o inne sprawy to ze zdrowiem nadal jest beznadziejnie, aż nie chce mi się o tym pisać. Natomiast pozytywnie zaskoczyły mnie kwestie intymności. Najotwarciej mówiąc - seks nadal jest super! Nie mam efektu jak koleżanki typu "igła w wiadrze", ale może to dlatego, że Ania finalnie urodziła się cesarskim cięciem. Tak czy inaczej każda sytuacja ma swoje plusy. Ja staram się cieszyć każdym dniem. Szczęście tak jak miłość jest teraz inna - pełniejsza i doskonalsza.

JESTEM SZCZĘŚLIWA!

piątek, 10 maja 2013

Witaj nowe życie!

      Popłakałam się - ze wzruszenia i uczucia szczęścia. Za sprawą Kwaśnej Żelki, właśnie odebrałam od niej przesyłkę. Były w niej wygrane kosmetyki, które oczywiście bardzo mnie cieszą, ale to nie przez nie łzy stanęły mi w oczach. W paczce było śliczne body, książeczka "Witaj nowe życie" i list..Umiem tylko powiedzieć, że ogromnie dziękuję..Szczególnie za Twoje słowa..DZIĘKUJĘ!!! To niesamowite gdy ktoś kogo "znasz" tylko z bloga wnosi w cały Twój dzień i myśli tyle otuchy, ciepła i nowej nadziei. Dzięki Twoim słowom poczułam się po prostu szczęśliwa.
      Mam nie przestawać uśmiechać się do odbicia w lustrze - oj to trudne. Wyglądam nieładnie - zmęczona z brzuchem. Dziś wbiłam się w taki pas uciskowy - i jestem w szoku, że na mnie pasuje, wydawał się taki mały. Po tym co przeszłam w szpitalu jednak jest mi łatwiej, bo to wszystko jest takie nieważne. Robię co mogę by poprawić stan mojego ciała, ale nie ono jest źródłem mojego największego szczęścia. Myślałam, że to będzie wyzwanie..ale większym jest mała. Tyle się muszę nauczyć!!!
      Czasem myślę że jestem beznadziejna jako mama..ale będę się starać :)
i coś z książeczki którą dostałam:

"Dziecko jest miłością, która stała się widzialna" 


      Teraz pakuję manatki bo jedziemy na 1 wspólny weekend we 3! Po pierwszym tygodniu i całych dniach samej z małą należy mi się.. W planie nawet jakaś relaksacyjna kąpiel! Jejejejeje! Nigdy nie pakowałam niemowlaka na wyjazd, mam wrażenie, że potrzebne jest wszystko, farelka - bo kocha przy niej zasypiać, robal bo w nim drzemie, tona drobiazgów, kuchenne zabawki - bo jest na sztucznym pokarmie, wózek, przewijak, pieluchy, ciuchy...ła!!!!Dobrze że mamy duży samochód bo sterta pod drzwiami niebezpiecznie rośnie..:)

czwartek, 2 maja 2013

Zanim umrę..

"Ja nie mogę Pani przyjąć, przecież Pani może w każdej chwili umrzeć"
"Pani stan jest beznadziejny, a stosowane leczenie tylko go pogorszyło"
"Pani może nie przeżyć tej nocy i to z bardzo dużym prawdopodobieństwem"
"Oni Panią zakazili i spieprzyli leczenie, a teraz nam jest podrzucane umierające kukułcze jajo"
"Wie Pani, że jeśli teraz nie trafimy z antybiotykiem to jest koniec? Zresztą nawet jeśli trafimy to już może być za późno"
"Proszę podpisać że nie wini nas Pani za swój zgon gdyż w takim stanie się Pani zgłasza..o a tu dokumenty komu wydać ciało.."
" Cześć, potrzebuje sali dla dziewczyny, separatki, sepsa, może nie dożyc do rana"

...Wszystko to wciąż dzwoni w mojej głowie. Noc która po tym nastąpiła. Gdy już zeszły wszystkie kroplówki i zamknęłam za sobą drzwi samotnej ciemnej sali..Ostatnie słowa pielęgniarki  "gdyby coś to proszę nas wezwać, będziemy się starali Panią ratować, ale jak bakterie pójdą do krwi to możemy nie mieć szans.."Wyraz jej oczu. Boże czy Ty żartujesz? Teraz kiedy mam dziecko i męża? Teraz kiedy kurwa muszę żyć! Teraz?! Mogłam przynajmniej płakać i na głos wypowiadać myśli..Nie mogłam zasnąć..bo jeśli we śnie serce mi stanie to nawet się nie dowiem, że umieram. Tak bardzo chciałam doczekać ranka, by zdobyć kartkę i długopis i napisać listy. Płakałam z tęsknoty. Nie powiedziałam nic Tygrysowi..miałam nadzieję, że nie wie..Teraz już wiem, że wiedział..To co czułam myśląc, że tracę ich na zawsze, że nigdy już nie przytulę Ani nie da się opisać..Ta noc była potworna..nie mogę sobie wciąż poradzić z tym co czułam i jak się bałam. Nigdy nie myślałam, że  człowiek może tak po prostu umrzeć..Rano napisałam listy..Kolejny wynik CRP wzrósł tylko nieznacznie, a ordynatorka powiedziała, że skoro przeżyłam noc to już będzie lepiej i że ona czuje że trafili. "Za kilka dni wróci Pani do dziecka. Nie bój się kochanie". Uwierzyłam jej.

      Niby to już za mną..a nie umiem zapomnieć tej czarnej nocy..wciąż mi się śnią koszmary..Jedno jest pewne, każda sekunda z małą jest dla mnie najcenniejsza, więc depresja poporodowa czy bejbi blues mnie raczej ominie..



środa, 1 maja 2013

Majówkowo domowo.

      Jesteśmy w domu i uczymy się Ani. Jest karmiona z butelki gdyż mi nie wolno jej karmić ( to co w siebie codziennie aplikuję, by jej zaszkodziło). To powoduje najtrudniejsze momenty gdyż obudzony głodny maluch musi czekać aż mleko się podgrzeje, z cycka byłoby od razu. Byłoby..pytanie czy będzie? Nawet jak już odstawie antybiotyki to czy laktacja się rozhula? Czy Ania będzie chciała jeszcze mleka z piersi i ssać? Zobaczymy..
      Mój stan się powoli poprawia, ostatnie CRP 85 - norma jest do 5, a wychodząc ze szpitala miałam 120. Trend jest dobry, tylko czas..Jutro powinnam ostatni dzień brać antybiotyki, ciekawe czy tak będzie? Nie rozumiem jak te nieznane bakterie, z bliżej nieokreślonego miejsca mogą pomaszerować sobie do krwi?? Moja ciocia przez to zmarła. Dziwne to wszystko i to, że tak po prostu możesz umrzeć. Przerażenie w oczach lekarzy i podpisywanie papierów komu mają wydać ciało zapamiętam do końca życia. Teraz już chyba ryzyka nie ma. Skoro CRP spada to bakterii jest mniej i chyba już sobie do krwi nie pójdą..Ciekawe gdzie one w ogóle są? Czemu nie umieją ich znaleźć? Klonujemy ludzi, a nie umiemy znaleźć źródła stanu zapalnego i miejsca zakażenia.
      Ania jest śliczna i taka malutka. To niesamowite, że taki maluszek wszystkiego od Ciebie potrzebuje. Nasza sama przekłada główkę, to póki co jej jedyna umiejętność. Resztę potrzeb musi nam komunikować. Strasznie ją kocham, a przez szpital uniknęłam chyba bejbi blues'a - ja płakałam z tęsknoty za małą przez samotny tydzień w szpitalu.
      Dziecko to zdecydowanie cud! Bardzo wiele nas uczy, przede wszystkim o miłości..

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Poród i dalsze powikłania

      Jestem z Anią w domu i to jest najważniejsze. Nie jestem zdrowa - co oznacza niestety, że nadal jestem wrakiem. Moje ciało zaskakuje mnie nieustannie swoją słabością i bezradnością. Moje ciało jest teraz absolutnie do niczego! Teraz czekam na wyniki z krwi - rano zrobiliśmy CRP i WBC. Jeśli CRP mimo tony chemii jaka w siebie ładuję poleci znów w górę to nie wiem co zrobię.. Nie chcę wracać do szpitala! Status jest taki że nadal codziennie, pomimo stałych dawek Paracetamolu, gorączkuję ;/ Ale kto wie.. Może będzie dobrze..

      Zaczynając od początku. 13.04 około godziny 00:00 dostałam skurczy, regularnych co 8-4 minuty.  I tak trwałam do rana gryząc poduszkę. Rano było 2-2,5 cm rozwarcia. Przyjechał Tygrys, poszliśmy na salę porodową..Zastrzyki, czopki, oksytocyna.. Mocniejsze, dłuższe, częstsze skurcze..i nic..Zmiana sali bo już bardzo cierpiałam - na 1 - prysznic, piłka, gaz, oksytocyna - skurcze co 1,5 minuty trwające 1-0,45. Myślałam  że umrę albo oszaleje - tak kolejne 3h. 20:00 - od godziny wisiałam na Tygrysie ginąc, on rozciągał mi kręgosłup. Byliśmy sami bo położną wzywają jak osiągniesz magiczne 4 cm - a tu dupa. Tygrys nie wytrzymał. Poszedł i zarządzał by coś zrobili. Przyprowadził lekarkę i Gwiazdę, która własnie przyjechała na swoją zmianę. Mimo braku 4 cm zdecydowali, że podadzą mi znieczulenie. Zmiana sali, do kolejnej Tygrys prawie mnie przeniósł.. Skurcze były non stop..Wkucie - i ulga..za chwilę dosłownie, minuta nie minęła i już było 5 cm..Zasnęłam..(w między czasie puścili we mnie 3 strzykawkę oksytocyny). Gdy się obudziłam to było 10 cm - Tygrys za drzwi i przemy. Nie czułam bólu, tylko że coś ze mnie wypływa. Mała nie schodziła do dróg rodnych. 2h tak - tętno zaczęło Ani spadać do 105. Gwiazda zapytała czy rodzimy czy cesarka. Nie ryzykujemy! No i wio na blok operacyjny. Kolejne wkucie - leżę i nic nie widzę..kręci mi się w głowie. Nagle z boku słyszę " No leniwa Panno". To już? Z trudem obracam głowę i widzę rozmyty obraz - tak! oni trzymają dzidziusia!! Położyli mi ją na chwilkę na piersi i powiedzieli "Idziemy do Taty". 0:55 - wyjęli małą!! Nie wiem ile trwało szycie - Tygrys mówi, że ze 25 minut. Nie pamiętam drogi na sale pooperacyjną. Wiem że mała potem na mnie leżała, trzymana przez Tygrysa, a ja się telepałam przez kolejne 2 h. Skóra do skóry..

      I było by jak w bajce, ale straciłam pokarm, potem zaczęłam gorączkować..CRP zaczęło rosnąć - załadowali we mnie masę antybiotyków (w przerwach między kroplówkami mogłam iść do toalety). CRP rosło.. gorączki nie mijały..w niedzielę po ich tygodniowym nieudolnym leczeniu wypisaliśmy się na własne życzenie do domu. CRP rosło. Badania w Medicoverze, woda w płucach, CRP 260. Natychmiastowe zgłoszenie do szpitala z podejrzeniem Sepsy. Leczenie dalsze, ale już samotne, kroplówki, inny szpital..CRP rusza w dół!!! Po tygodniu wypis do domu.

      To taki skrót wszystkiego..Oby teraz już miało być tylko lepiej..Oby wróg zginał, gdziekolwiek jest!