poniedziałek, 23 czerwca 2014

Codzienność

Dziś zawiozłam Anię do żłobka rowerem. Całą drogę myśląc co ona tam z tyłu kombinuje? Bo w aucie już się wyplątuje sprawnie z górnych szelek fotelika. Rowerowe zapięcie ma tylko górne trzymanie. Także już stres! Wyobrażenia jak spada na te swą sprytna główkę…aaaaa! Mój rower jest ogromny – rama na kogoś kto ma ze 2 metry – mając najniżej siodełko nie sięgam nogami do ziemi. W związku z tym Ania ma dość daleko do ziemi. Fotelik rowerowy na holendra to nie takie hop-siup, standardowe nie pasują bo inna rama, z kilku sklepów na Kabatach odprawiono. Finalnie zakupiłam fotelik rowerowy Qibbel i poza szelkami jestem zadowolona. Wiem, że ludzie chwalą sobie ciągane za rowerami przyczepki, ale ja jakoś nie umiem się do nich przekonać.

Od jutra do piątku znów będę słomianą wdową, a jak na złość właśnie zadzwonili ze żłobka by zabrać Anię bo ma zielone gluty. Bomba! Na szczęście mam rodziców blisko no i Daria ze mną zamieszka. Jakoś się będzie to układało..Dobrze, że mam przyjaciółki. W piątek np. dzień z Karo (przyjechała z Lublina ze wsparciem) i wieczór z Darią – postawiły mnie przedweselnie na nogi.



W weekend byliśmy na weselu znajomych w Tomaszowie Lubelskim. Ludzie się z wiekiem zmieniają. Fajnie tak się spotkać, pogadać, popatrzeć na wszystko z perspektywy czasu. Dużo zawirowań i wspólnych historii. Śmiesznie i pozytywnie. Anią się zajmowała babcia. Następnego dnia pojechaliśmy do rodziny Tygrysa na wieś. Mała oszalała ze szczęścia – małe kotki, kurczaki, kaczuszki, cielaczek, piesek. Chodziła i głaskała wszystkie zwierzaczki z ogromna delikatnością. Cudownie było na to patrzeć! Ślepe koteczki jednym paluszkiem głaskała..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz