Dziś zawiozłam Anię do żłobka rowerem. Całą drogę myśląc co
ona tam z tyłu kombinuje? Bo w aucie już się wyplątuje sprawnie z górnych
szelek fotelika. Rowerowe zapięcie ma tylko górne trzymanie. Także już stres!
Wyobrażenia jak spada na te swą sprytna główkę…aaaaa! Mój rower jest ogromny –
rama na kogoś kto ma ze 2 metry – mając najniżej siodełko nie sięgam nogami do
ziemi. W związku z tym Ania ma dość daleko do ziemi. Fotelik rowerowy na
holendra to nie takie hop-siup, standardowe nie pasują bo inna rama, z kilku
sklepów na Kabatach odprawiono. Finalnie zakupiłam fotelik rowerowy Qibbel
i poza szelkami jestem zadowolona. Wiem, że ludzie chwalą sobie ciągane za
rowerami przyczepki, ale ja jakoś nie umiem się do nich przekonać.
Od jutra do piątku znów będę słomianą wdową, a jak na złość
właśnie zadzwonili ze żłobka by zabrać Anię bo ma zielone gluty. Bomba! Na
szczęście mam rodziców blisko no i Daria ze mną zamieszka. Jakoś się będzie to
układało..Dobrze, że mam przyjaciółki. W piątek np. dzień z Karo (przyjechała z
Lublina ze wsparciem) i wieczór z Darią – postawiły mnie przedweselnie na nogi.
W weekend byliśmy na weselu znajomych w Tomaszowie
Lubelskim. Ludzie się z wiekiem zmieniają. Fajnie tak się spotkać, pogadać,
popatrzeć na wszystko z perspektywy czasu. Dużo zawirowań i wspólnych historii.
Śmiesznie i pozytywnie. Anią się zajmowała babcia. Następnego dnia pojechaliśmy
do rodziny Tygrysa na wieś. Mała oszalała ze szczęścia – małe kotki, kurczaki,
kaczuszki, cielaczek, piesek. Chodziła i głaskała wszystkie zwierzaczki z
ogromna delikatnością. Cudownie było na to patrzeć! Ślepe koteczki jednym paluszkiem
głaskała..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz