poniedziałek, 1 grudnia 2014

cyk cyk, tyk tyk...

Jutro zaczynam nową pracę. Właśnie kupiłam Ani lalkę na mikołajki..życie toczy się. Super weekend z przyjaciółkami. Spałam u Dari z Karo w pokoju..wiec gadałyśmy do 4 nad ranem, jak za czasów wspólnych wypadów pod namioty. Tylko czasy już inne, kłopoty inne. Ale było ekstra! Także mimo że jest po 1 w nocy i mało spałam to jestem szczęśliwa i pełna energii!

Wierzę, że na horyzoncie mojego nieba znów wschodzi słońce. Grudzień będzie bardzo udanym miesiącem.

wtorek, 25 listopada 2014

Gdzie jest cel?

Czyli o odczuwaniu zagubienia..Potrzebuję spokoju, wy-normowania, kubka kakao pod kocem. Życie bardzo pędzi. Chodzę spać o 2 w nocy! Nie mam czasu na rzeczy relaksujące. Oby już był grudzień i fala w Tygrysa pracy opadła, ja w nowym miejscu unormowana.

Dom sprzątam, nawet garderobę, porządki we wszystkich pomieszczeniach i półkach. Prezenty na święta już właściwie mam. Teraz potrzeba tylko ogarnąć cała resztę. Tygrys ma odebrać wolne także dużo będzie po jego stronie.. Tak Grudzień będzie znacznie spokojniejszy :)

Może znajdę czas na sutasz? Może :)

Dobrze, że mądruszek ma się dobrze, bo choć chodzi spać po 24 to i tak jestem spokojna - jest małym szczęśliwym człowiekiem:)

poniedziałek, 24 listopada 2014

Back on track

Od grudnia zaczynam pracę w innej firmie. Zapowiada się ciekawie. Wszystko dobrze, bo tutaj kończę, a tam zaczynam. Mogę więc spokojnie planować święta. Jaka będzie nowa praca - się okaże.

Teraz zostaje przygotowanie świąt (wigilii), a potem wybywamy do domku z kominkiem wypocząć. Urlopu mało mam przez te zmiany ale choć kilka dni w  górach nad jeziorem..
Anka cudnie rośnie i jest wspaniałym mądralinkiem. Ostatni tydzień byłam z nią w domu. Susełek rano ze mną spał i było to mega słodkie. Tul;i się i daje buziaczki!




piątek, 10 października 2014

Bo wszystkie drogi stąd prowadzą na tory




Jak na złość znów port jest daleko - w chuj daleko! Mam studentów - tak uczę jakąś skończoną bandę idiotów! Wzrok tęskny za rozumem..nie no ręce opadają.

Za 2 m muszę mieć inną pracę, likwidują moje stanowisko bo jebany audyt uznał, że jest o 10% za dużo ludzi. Za mną stoją liczby, ale kogo to obchodzi?! Mam umowę terminową, więc jej nie przedłużą. I chuj bąbki strzelił! Zatem zapitalam na szpilkach na rozmowy kwalifikacyjne - mam ich 5-6 w tygodniu. Oszaleć można. Wszędzie 4-5 etapów rekrutacji..Szkoda bo lubię moja obecna pracę. Pozostaje mieć nadzieję, że jak kot na 4 łapki spadnę. Tygrys się nie przejmuje bo uważa że po 1 jestem mega i to ja wybiorę dla kogo finalnie chcę robotać. A po 2 to on i tak sam by nas utrzymał. W sumie uspokaja mnie - to dobrze..

Padam na pysk, ryj, mordę..



poniedziałek, 29 września 2014

Bronią chłopaki od Parasola!

Obudziłam się..Zebrało mi się jakoś..


i jeszcze




i jakoś stoją mi łzy w oczach. I jakoś ciężko na duszy..

wtorek, 16 września 2014

Na kursie i na ścieżce

Od października zaczynam wykładać na uczelni. A już się nie wyrabiam. Co zrobić jak brakuje czasu?! Dowalić sobie coś:)
Ale, ale..nie ma źle! Rozpoczęłam przygotowania do świąt - tak mam nierówno pod kopułą - albo nie ma świąt albo ja we wrześniu kupuję prezenty. Rodzice mówią, że "wracam do siebie", że taka byłam przed śmiercią siostry. Wszystko gotowe na pół roku do przodu. :)
Tak czy inaczej w łóżku już siedzą pierwsze pudełka z prezentami. Lista co kupić, organizacja itd - cały plan w stylu zarządzania projektami powstaje. Mam z tego frajdę!!! A teraz sa dobre ceny rzeczy i wybór. Po 2 listopada jak ceny skocza i ludzie pogłupieją, to ja będę miała wszystko gotowe.
Anka jest małym kumatkiem i jest nam z nią wesoło. Od mojego wyjazdu służbowego stała się przylepą. Mama musi być, ciągle za mną łazi i jest nieodczepialna. Rano wstaje i przychodzi do nas do łóżka i śpi na mnie by pilnować że nie zniknę. Choć przyznam że noszenie ją na rękach chodząc po lesie w poszukiwaniu grzybów daje  w kość mojemu kręgosłupowi.
Jest fajnie! Jestem szczęśliwa! Uwielbiam nasze nowe mieszkanko, uwielbiam moją nową pracę, wszystko jest świetnie!


środa, 10 września 2014

Kocham



Kocham i tęsknie!!! 100 km od Warszawy w Wildze matka polka pracuje nad strategiami..Tęsknie jak szalona!!!



poniedziałek, 8 września 2014

Halinka z Ukrainy uratowała moje zdrowie psychiczne

Pani do sprzątania nie było 3 tygodnie. 3 TYGODNIE!!! Stawałam na rzęsach by się obrobić z praniami, zakupami i innymi domo-sprawami. Przez ten czas też 2 dni (1 noc) mnie nie było, co mąż z dzieckiem wykorzystał by zamienić dom w istny armagedon. On chyba nie wie co znaczy "odłóż na miejsce", a może one nie mają miejsc? Śmieci się zostawia, gdzie się stoi, pieluchę tam gdzie przewija, a talerz tam gdzie się jadło (np. na kanapie). Czasem mam ochotę go zamordować za to, za nie gaszenie za sobą światła, nie zamykanie drzwi, nie odnoszenie brudów do prania, nie spuszczanie wody po kąpieli... Więc ciągle sprzątam i ogarniam po Annie i po jej tacie. Także na porządki konkretne nie starcza mi czasu i sił..Gdyby nie Halinka to bym zginęła..

a co poza tym? Już prawie jestem zdrowa, popijam kawunię w pracy. Obcięłam włosy, kupiłam jeansy i byłam na randce  z mężem (bez dziecka!). Generalnie jest dobrze.

W środę wyjazd służbowy, do piątku - a Ania ma fazę mam-mama. Oj łatwo nie będzie.

Już myślę o świętach. W tym roku je zorganizuję zamiast remontów/malowań czy przeprowadzki:) Już rozglądam się za fajnymi prezentami. To mi sprawia przyjemność!

piątek, 29 sierpnia 2014

Szybciej szybciej:)

Kilka miesięcy temu..
Kilka dni temu
Czas płynie,a nasz maluszek szybciutko rośnie. Byliśmy 4 dni nad morzem. Było super! Watachy dzików :) Troche czasu dla rodziców gdy mała spała..
Potem mój wyjazd firmowy - właśnie wróciłam i Tygrys wyrusza na Ukrainę.
AAAA! Wariactwo pełne, oby Pani sprzątająca zgodziła się nas odwiedzić. Ja za 1,5 tyg znów mam wyjazd na 3 dni firmowy. Na początku października zostaję chrzestna. Musze ogarnąć papierki i jakieś nauki.

Jestem szczęśliwa i dumna.






środa, 20 sierpnia 2014

Why you have to go and make things so complicated?

SUKCES =>> noc bez inhalacji, bez stania na balkonie i opowiadania o autobusach na pętli. Bez krzyku i przełykania łez. Dziś nasz okruszek spał jak to zwykle ona, z pobudkami na mleko i wymuszaniem tulenia przez mamę :) Chyba byłabym w stanie spać na hamaku w jej pokoju tuląc ją i huśtając za cenę pewności, że duszności nie wrócą.

Życie moje, sen wariata, nie pojmuję tego świata!








poniedziałek, 18 sierpnia 2014

...

Zabieram otulaka (kocyk/kołdra do spania w lato) i mojego królika i idę! To scena z wczoraj..Godzina 21 - idziemy na spacer. Tak idziemy - mama pcha wózek a ja niosę moje skarby i wędruję samodzielnie. Czemu mama mi pozwala na takie ekstrawagancje? Bo pół godziny wcześniej się dusiłam. Idę się schłodzić..


Czas jest trudny. Ja jestem chora. Nie mam już głosu – gardło mam obłożone zielona flegmą. Nie mam kiedy iść do internisty. Stres sięga zenitu. Co noc inhalacje. Błędne koło – sterydy powodują pleśniawki, pleśniawki robią afty na gardle, afty pobudzają krtań i pojawiają się duszności. Duszności na które trzeba robić inhalację sterydami! T wrócił wczoraj w nocy. Nic to nie wniosło dobrego, bo Ania nie chce by on się nią zajmował. Chwyta się mnie kurczowo i nie puszcza. Tak jakby fakt że jestem jej mamą dawał mi magiczną moc, dawał gwarancję że pomogę jej odzyskać oddech. Dobrze, że nie wie, że ja niestety nie dostałam tej mocy wraz z jej urodzeniem…
Ciężkie noce i trudne dni. Jestem na granicy wytrzymałości organizmu. Dobrze, że Karolina jest blisko..nie byłam sama..

środa, 13 sierpnia 2014

But in the end I'd be the Last Man Standing


Evertthing a fight to win
Taking all and giving
Whatever my pride would let me
Not backing down, not giving in
I wouldn't lose, I couldn't
I walk alone
With my head held high
Never felt that I belonged
Stand my ground at all costs
Nothing would rule my world but-
I am the one Who lost control
But in the end I'd be the Last Man Standing



Paraliżuje mnie strach!!!

Wczoraj mieliśmy z Tygrysem wyjść gdzieś we 2. Popatrzeć na gwiazdy, Tygrys zarezerwował nam stolik w ulubionej gruzińskiej knajpie. Ania została z moim bratem. T odbierał mnie z Wilanowa – umalowaną i wystrojoną. Zdążyłam wsiąść do samochodu i zadzwonił telefon. Ania zwymiotowała i b płacze. ASAP do domu. Wchodzimy i od drzwi słyszę że ona nie może złapać oddechu. JA PIERDOLĘ KURWA JEGO MAĆ!!! Inhalacja. Kazałam T wezwać Luxmed. Przyjechali, lekarka była super 1 klasa! Maluszek dostał zastrzyk rozkurczowy w  poślada…Kolejny raz się udało. Nie wiadomo tylko czemu tak – znów skurcz krtani. LuxMed ma super personel, Pani lekarz była wspaniała, miała świetne podejście do Anuli mimo, że nie była pediatrą. Mądrze, że mój brat po nas zadzwonił. Dobrze się nią zajął choć nie wiedział co się dzieje. Znów się udało. UDAŁO?! A jak się kurwa mać nie uda?!
Nie wiem, nie mogę za dużo myśleć..
Tygrys dziś w nocy wyjeżdża w góry. Zostaję z tym wszystkim sama. I tak jestem sama. Mam własny poligon, czuję to tak mocno jak nigdy. Mianowano mnie dowódcą tych zbrojnych działań, choć wcale tego nie chciałam. Batalia o życie własnej córki. Zajekurwabiście! Tygrys się stara i wykonuje komendy najlepiej jak może, ale dowództwo i siła operacyjna to ja. Jestem mózgiem operacji. To ja musze wiedzieć co robić i działać. Podejmować w sekundy decyzje (jechać na pogotowie czy je wzywać? Co jej podać?), a na ocenę sytuacji mam ułamki sekund. Zmiennych milion, steryd może już nie zadziałać, a  zaszkodzić, czas dojazdu pogotowia – niewiadoma, stres iścia do auta i inhalacji w  nim. Wybieraj..wybieraj co wolisz – prawą czy lewa rękę mam Ci upierdolić?! Musze mieć w sobie spokój by uspokoić przerażoną małą. Muszę mieć w sobie wszystko czego mi brak. Muszę być gotowa ZAWSZE. Żyć w oczekiwaniu aż pierdolnie kolejny granat w nasze życie.. 
OK mamy procedury. Ale to nie czyni mnie spokojną. Ona się dusi! Ona może się udusić! Ona cierpi..cierpi tak bardzo a ja już nic więcej nie mogę zrobić by jej ulżyć. Moje dziecko cierpi a ja nie mogę tego powstrzymać! Jestem beznadziejna matką. Ona tuli się do mnie w zaufaniu i bezradności. A ja co?! A ja mogę jej podtykać pod nos inhalator..

Nie mam sił, a droga daleka. Nie mogę spać. T chciał bym wypiła szklankę wódki, zrobiła się, bym choć raz zasnęła i spała. Nie mogę! Nie bo jeśli coś się stanie to musze być gotowa. Wiem, dostała zastrzyk, dziś w nocy to już nie wróci.. na pewno? A jeśli? “Fear of the dark, fear of the dark I have a constant fear that something's always near”..

Zamieniam się powoli w zombie. Przedwczoraj zemdlałam 2 razy. Obcy ludzie mnie zebrali. Zawroty głowy, chwila, upadasz, chwila i nie ma Cię. Gorszy jest powrót – już ich widzisz, chcesz coś powiedzieć, a nie możesz.. Nienawidzę momentu zanim odzyskam władze nad ciałem. 

piątek, 8 sierpnia 2014

08.08

Minęło 8 lat. Pora się z tym zmierzyć. Może jeśli to wypiszę to coś ze mnie „zejdzie”? Zwykle pisanie i otwarcie się (wypowiedzenie) pomagało..

Dziś jest 08.08.2014 – 8 lat temu tego dnia odeszła najbliższa mi istota na tej ziemi, moja siostra bliźniaczka.

Dwa dni temu w drodze do pracy zatrzymała mnie wychodząca z Warszawy Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. Łzy stanęły mi w oczach, łzy rozpaczy, złości i bezradności. Miałam ochotę krzyczeć do tych idących ludzi: „Darujcie sobie! Nie warto! On i tak nie słucha! Tracicie czas i siły! On ma Was gdzieś!”..
W 2006 też szłam w tej pielgrzymce, W Warszawskiej brązowej 15 z kapucynami. Szła ze mną moja najlepsza przyjaciółka Karolina. To była już moja 4 pielgrzymka. Jak co roku szłam w jednej JEDYNEJ intencji. O zdrowie mojej siostry. Zagryzałam zęby i turlałam mój tyłek na bolących nogach do Częstochowy. Chciałam wierzyć że poświęcenie i ofiara ma moc. Że On słucha, a jeśli nie słucha to że człowiek którego On sobie wybrał jest w stanie Niego wszystko wyjednać (Maryja). Więc dawałam co mogłam z siebie i lazłam.
Tamta pielgrzymka była szczególnie ciężka, w nocy nie mogłam spać, czułam wszechogarniający mnie lęk. To był bardzo silny niepokój. Przez brak snu i zmęczenie organizmu (w intencji Ani zdrowia nie jadłam też słodyczy, w ogóle mało jadłam) byłam pół przytomna. Tego dnia po drodze powiedziałam Karolinie że dziś umrę bo jest 8, na co ona stwierdziła, że to w jej rodzinie 8 umierają.. Bez sensu konwersacja, ale coś czaiło się pod skórą. Obie czułyśmy że nadchodzi coś nieuchronnego i przerażającego. Ale nigdy, PRZENIGDY nie pomyślałabym, że moja siostra może umrzeć. Tak, była chora. Traktowałam to jako upierdliwość, jako coś co utrudniało jej normalne życie. Bolało mnie że cierpi. Jednak śmierć była poza granicami mojego umysłu. Nawet 1 mały raz nie przeszła mi taka myśl przez głowę.
Był kolejny postój. Za etapem pustyni błędowskiej – jakieś 100 km od Warszawy. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon. To była moja mama. Powiedziała tylko „Wracaj do domu, Ania umarła” – poraził mnie piorun! Nie mogło to do mnie dojść, byłam sparaliżowana, mój mózg nie był w stanie tego przyswoić, nie byłam w stanie tego zrozumieć. Głos mojej mamy nigdy nie był taki – mieszanka rozpaczy, paraliżu, nie wiem.. Powiedziałam „Już jadę, zaraz będę”. Rozłączyłam się. Nie jestem w stanie opisać tego co działo się potem. Powiedziałam Karolinie. Zaczęłam świrować. Mój mózg i układ nerwowy nie był w stanie tego ogarnąć. Karolina zaprowadziła mnie do busa/karetki pielgrzymkowej. Kierowca był WSPANIAŁYM CZŁOWIEKIEM. Wywalił stare baby, które się usadowiły na podwózkę do kolejnego postoju. Pamiętam, że jakaś zadzwoniła do koleżanki by jej jako ciekawostkę opowiedzieć, że właśnie obok niej siedzi dziewczyna której zmarła siostra bliźniaczka. Ktoś się dziwił, że Karo ze mną chce jechać do Warszawy – jak to? Nie pójdziesz dalej?. No i kierowca wszystkich pogonił. Podjechaliśmy do medycznych gdzie dali mi bombę leków uspokajanych. Ja się cała trzęsłam, krzyczałam, płakałam. Powiedziała, że nie zamierzam czekać na bagaże. Musimy jechać natychmiast. Kierowca na swoją odpowiedzialność zdecydował, że nas zawiezie (nie było mu wolno, miał być obsługą pielgrzymki). Po drodze nadal było źle, zniszczyłam tapicerkę na siedzeniu, wciąż na niego krzyczałam by jechał szybciej (mimo że cisnął ponad 100 przez wiochy na CB radiu. Karolina wciąż mi powtarzała że muszę się opanować, że muszę pomóc mamie. Zadzwoniłam do Taty by się upewnić, że nie prowadzi (był jako wychowawca z moim 10 letnim bratem na obozie sportowym nad morzem). Wiedziała, że oni też już na pewno są w drodze. Dojechaliśmy, wyskoczyłam i ruszyłam biegiem na górę. Widok mamy był niczym kubeł zimnej wody. Zapomniałam w sekundę, że jestem. Ogarnął mnie lęk, że stracę też mamę. Jej stan był straszny, nigdy nie zapomnę tego jak wyglądała i co mówiła. Ania umarła na jej rękach. Matka, której dziecko odeszło na rękach…Starałam się jej jakoś pomóc, dotrzeć do niej. Ani ciała nie było już w domu. Był za to mój wujek (brat mamy) i ciotka. On siedział na kanapie i mówił jaką modlitwę. Wydarłam się na niego i wygoniłam na balkon. Tak jakby odmawianie jak mantry modlitw mogło mamie pomóc! Wiem, że chciał dobrze.. Ciotka zmywała garnki w kuchni.. Tam też poszła Karolina. A ja starałam się jakoś opanować rozpacz mamy. Przyjechał mój tata z bratem. Wszyscy się przytuliliśmy. Tata przejął mamę a ja wzięłam Miśka. Poszłam z nim do mojego i Ani pokoju. Pamiętam, że powiedział „jest tak jakby przed chwila tu była”, komórka leżałam na podłodze. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Nie wiedziałam co robić..
Dalszy czas jest pełen wyrw w pamięci, leku, bólu. Moje ciało mimo silnych leków uspokajających cały czas drżało. Przeprowadziłam się do Michała do pokoju. On spał a ja leżałam na materacu na podłodze i słuchałam czy oddycha. Odchodziłam od zmysłów i wciąż się bałam, że się udusi. Nie umiałam zrozumieć jak my mamy żyć bez Ani? Po co?! Przecież to nie miało sensu. Od początku od 1 dnia życia była ze mną. Co znaczy, że jej nie ma lub jest w jakimś innym abstrakcyjnym wymiarze? Ja mam nadal tu żyć?! Jak?! KURWA JAK?! Każdy krok i oddech mnie bolał. Ja się z nią nawet nie pożegnałam. Gdy wychodziłam na pielgrzymkę, zapytałam czy pomoże mi znieść na dół rzeczy. Nie miała siły iść. Więc oki, coć tam powiedziałam i poszłam. Nie było pożegnać, zwykłego cześć, przytuleni czy coś. W końcu idę jak zawsze, za kilka dni wrócę. Przecież zawsze tak było – wyruszałam gdzieś, a gdy wracałam ona była. Od teraz zawsze ze wszystkimi się żegnam. Dobrze, że SMS-ując już w drodze napisałam jej że ją kocham. Rzadko to mówię.
Nie mam siły by opisać resztę. Jeszcze nie dziś. Dom pogrzebowy, pogrzeb, kawałki życia do posklejania z miałkiego pyłu..Umarło moje lepsze pół. Ta z nas, która była dobra i mądra. Straciłam najlepsza przyjaciółkę, straciłam sens i cel..



środa, 6 sierpnia 2014

Tylko do siebie możesz mieć pretensje. Twój wybór, twój ból, ponosisz konsekwencje


Szczerze? Chętnie bym się upiła, tak do nieprzytomności. Tak mocno by zasnąć i nic nie czuć. Potrzebuję się wyłączyć. Potrzebuję restartu, choć paru godzin bez gonitwy myśli i obrazów. Choć kilku godzin snu bez poczucia bycia na standby'u i stałego nasłuchiwania. Mój układ nerwowy jest wymęczony absolutnie. Dziś w nocy znów było "gorąco". Oddech się Ani spłycił i było słychać świst w płucach. Inhalacja, balkon, spokojne rozmowy, obserwowanie autobusów nocnych i świateł miasta..Pomogło. Huśtana na hamaku (ofc na mnie) przy otwartym oknie - uspokoiła się i zasnęła. Bała się, okropnie się bała. Pokazywała mi to całą sobą. To jest bardzo trudne, znacznie trudniejsze niż mój własny strach. Nie wiemy co za wirus czy inna zaraz ją dręczy. Wczoraj wieczorem znów zgorączkowała ponad 38. Wymaz z gardła (które jest czerwone) nic nie pokazał. Dziś robimy CRP (z palca- nie chcę jej męczyć). Już są wyniki. Poniżej 10, czyli tylko wirus, nie ma bakterii. Chyba przestawimy jej łóżeczko do nas na kilka dni, by się uspokoiła. Ona boi się chodzić spać..i w nocy ciągle sprawdza czy jesteśmy. Może z czasem przestanie się bać i znów zacznie spokojnie spać. Ja raczej jeszcze długo nie. Mama mi powiedziała że Michał jak miał ponad 2 lata i się dusił to zaczął ją prosić by już go nie ratowała. To musi być straszna męczarnia dla takiego maleństwa. Ehhh
A z miłych rzeczy? Ania kocha samochodziki, wczoraj chciała wynieść kilka z przychodni. Muszę więc zakupić parę. :)


wtorek, 5 sierpnia 2014

My nie chodzimy nie pytamy jak żyć. Tu bierna postawa nie wystarczy..




Oj nie wystarczy.. Pięść losu właśnie napierdala! Więc pośladki zwarte i do walki , bo „nikt nie zobaczy nas na tarczy”. Nadeszło to czego się bałam.. Gdzieś podskórnie od pierwszego dnia wiedziałam, że nadejdzie. Może tylko dzięki temu mogłam się na to przygotować. W sobotę w nocy obudziła nas Ania, jak zawsze po 1, ale tym razem to nie był płacz. To był szczek. Tygrys poszedł 1, nie wiedział o co chodzi, czemu ona się rzuca i nie chce mleka – odłożył ją do łóżka. Ja pochodzę, patrzę.. Ona się DUSIŁA!!! To było 1 spojrzenie, cała sytuacja nie trwała nawet 30 sekund, a ja już miała poczucie, że jest za późno! Że minęła cała wieczność! Że teraz już nie zdążę! Działanie było automatem. Okno, inhalator..T był zamurowany gdy zrozumiał. W tempie rakiety znalazłam Pulmicort, Berodual i zaczęłam inhalację, dodatkowo zyrtek. Tygrys dzwonił po pogotowie. Nic już nie mogłam zrobić, tylko ją trzymać i modlić się by zatrybiło. By skurcz krtani choć trochę odpuścił. Ani wyszły wszystkie żyłki, na klatce zrobiła się fioletowo-granatowa siateczka, usta zaczęły jej sinieć, łapała się za gardło. Harczo-krzyczała. Starałam się ja uspokoić moim głosem, ale sama byłam jak bomba. Krzyczałam, choć pewnie nie powinnam, błągałam ją by starała się mnie naśladować i pokazywałam jak regulować oddech. To wszystko było głupie..ale ja nie mogłam już nic więcej..a ona taka malutka..była przerażona, nie rozumiała czemu się dusi. Kurwa! Myślałam, że będzie tak jak w standardzie, czyli po 2 roku życia. Wtedy malec więcej kuma, można powiedzieć by starał się naśladować mamę i opanować choć trochę sytuację. Ale rok i 3 miesiące to zdecydowanie za mało! Z każdym kolejnym nieudanym jej oddechem myślałam, że się rozpadnę na milion części..
Leki zadziałały! Zaczęła małymi hałstami znów łykać powietrze. W tym czasie już Tygrys asekuracyjnie wezwał też karetkę z LUXmedu. Cholerny NFZ jechał przez sto lat. Dyspozytor podał im zły nr mieszkania. Choć ochroniarz ich dobrze kierował to i tak najpierw poszli tam. Gdy dotarli do nas (po 20 minutach od wezwania!!!) to Ania już łapała powietrze. Nadal był totalny szum w płucach (nie pamiętam tej ich profesjonalnej nazwy), ale saturacja wróciła. Na pytanie czy mogą jej pomóc usłyszałam: „Pani już wszystko zrobiła. Pani ją już uratowała.”. Troche odpuściło..uratowałam?! Czyli zagrożenie minęło?! Czyli już się nie udusi mi na rękach?!
Pojechałyśmy z nimi do szpitala. Po drodze lekarz uraczył mnie historią o chłopcu 2 latnim, którego rodzice nie wiedzieli co robić, nie mieli leków. Zanim się zorientowali to było późno, późno zadzwonili po pogotowie i zabrali chłopca na dwór. Ale teraz nie ma nawet zimnego powietrza które by pomogło w obkurczaniu (już lodówka byłaby lepsza – czemu dyspozytor przez telefon im tego nie powiedział?!). No i jak pogotowie dojechało to już było za późno..wciąż myślę o tych rodzicach.. Po co oni mi to opowiedzieli?! Nie jestem przez to dumna, że ja wiedziałam co robić (wiedziałam, bo te walkę moja mama toczyła wiele razy o każde z nas, zwłaszcza o moje rodzeństwo)..Boje się, że ja kiedyś nie podołam. BO jeśli podam inhalacje za późno to może podkręcić skurcze zamiast pomóc. Oni chyba nie wiedzieli jak cholernie jestem świadoma tego z czym będę się mierzyć.. Wciąż też myślę o tych rodzicach. Oni nie wiedzieli. Nie mogli być gotowi..jak teraz mają żyć??!!
Oczywiście nie dałam Ani na obserwacje do szpitala, bo sama pediatra stwierdziła, że skoro wiem co robić to lepiej będzie jej w domu.
Mamy już z Tygrysem opracowane procedury. Od dziś gdy jest chora sprawdzamy gdzie jest ostry dyżur. W razie duszności sami ją zawieziemy na zastrzyk, a inhalować można i w aucie (wtyczka jest), a sterydy na stałe chłodzą się w lodówce – powstałą specjalna ratunkowa półka. Zatem najbliższe 8 lat, może więcej, będzie poligonem..
W związku z tym mam kose z Bogiem! Koniec! Nie proszę Go nigdy o nic! Sama zawsze walczę. O 2 rzeczy Go błagałam. O zdrowie dla siostry – zmarła, a potem w ciąży by Ania była zdrowa. I co?! Taki z Niego wierny przyjaciel! Proście a dam..Pukajcie a otworzą Wam. Nie jestem żebrakiem, nie zawracam Mu dupy. Prosiłam tylko 2 razy! Koniec!                Niech na mnie nie liczy skoro ja na Niego liczyć nie mogę! Bóg miłości – ciekawa musi mieć teorię miłości! Nie ma przyjaźni, w myśl Starego Testamentu – oko za oko, ząb za ząb. Więcej nie przyjdę, nie przyjaźnimy się bo nie ufam Mu! Trzeciej szansy nie będzie. Skoro jestem sama na tym poligonie to będę walczyła, ale nie będę się oszukiwała, że mogę liczyć na Kogoś kto mnie wystawia. Pogadamy po mojej śmierci. Może wtedy zrozumiem sens i cel. Na ten moment granica została przekroczona.


*Z innych ciekawych newsów to mam niedoczynność tarczycy (TSH 4,77), dostałam właśnie dziś tabletki Euthyrox N 50. Zatem może być teraz lepiej z moją cerą i łatwiej będzie mi zgubić nadprogramowe kilogramy. Tyle..

My nie chodzimy nie pytamy jak żyć
Tu bierna postawa nie wystarczy
Nie bawi nas cały ten teatrzyk
Bo mocno swój los trzymamy w garści
A czasem bije pięć czasem karci
To nigdy nie zobaczysz nas na tarczy

czwartek, 31 lipca 2014

Kłopoty w niebie?

Po pierwsze biały nalot na ustach malutkiej. Tak to jest pleśniawka! Nie wygląda jak ta na zdjęciach w Google, ale jest nią. Więc teraz wacik, mazidełko i walka z grzybkiem. Dobrze, ze Ani to nie dokucza. Nie lubi tylko smarowania, wykrzywia się i pluje. Jest coś innego, co stanowi kłopot, od dwóch dni gorączkuje - wirus. Dochodzi do 40 stopni. W nocy dziś ją chłodziliśmy w wannie. Dwa wiatraki, paracetamol i stres..oj nie jest łatwo. Dziś w nocy ze zdenerwowania wszystko posprzątałam, wyniosłam, śmieci, kupiłam Ani jogurciki na rano - spać i tak nie było mowy. Przynajmniej jak nie śpię to wyrabiam się prawie ze wszystkim co mam do zrobienia. Już tylko gotowanie posiłków dla Tygrysa jest na liście.
Wariactwo!

poniedziałek, 28 lipca 2014

Jak uszczęśliwić małą dziewczynkę?

Były imieniny młodej. Nie ukrywam, że tego dnia walczą we mnie 2 sprzeczności: tęsknota za zmarła siostra i radość z tego, że jest z nami malutka. Zależało mi by świętowanie było wyjątkowe, by ona była szczęśliwa. Zrobiłam tort - najładniejszy jaki umiałam z wnętrzem piankowym:) Oczywiście czekolada i truskawki. Gdy spala przyozdobiliśmy dom balonami, którymi z radością się potem bawiła. Ania dostała masę fantastycznych prezentów. Przyjechała moja przyjaciółka (jej mama chrzestna) z Lublina, była Daria którą uwielbia, trochę innych bliskich osób, a po 21 dziadkowie i wujek. Ania po kolei odpakowywała prezent, testowała i po jakimś czasie kolejny. Cudownie było patrzyć jak się cieszy. Potem obowiązkowa wycieczka na plac zabaw. Spać poszła po 24, gdyż zjadła truskawki w czekoladzie i fragmenty tortu. Z truskawkami była mega zabawa. Pochłaniała je z szypułkami. Uciekała z zabraną do swojego domku i wchłaniała całą. Trzy razy się przebierała podczas imprezy i zaliczyła kąpiel w wannie - testowanie zabawek od chrzestnej. Była w centrum i bardzo ją to cieszyło.

To była bardzo, bardzo udana impreza!







wtorek, 22 lipca 2014

Stres, stres, stres i zawrotne tępo!

Wczoraj wynajęliśmy mieszkanie. Tak nasze mieszkanko, od a do z własnymi rękami robione. Łezka się w oku kręci. Jestem sentymentalna..Ani śliczny pokoik znów stanie się sypialnią..Ciesze się ale czuję sentyment..
Praca, zabiegi, dieta, codzienność, mało snu - myślenie ciągle do przodu..aaaa! W tym wszystkim chcę być dobrą mamą i nie wiem czy mi się to udaje..W sobotę Anula ma imieniny (już 2!!!) - chcę coś zorganizować. Mam pomysł na tort i na baloniki i tyle..
Jezu! Jak mi się chce spać, jestem bardzo zestresowana..Sama narzucam sobie tępo, które potem ciężko mi udźwignąć.
Chciałabym być idealna a czuję się beznadziejna - taki dysonans..
A mój urlop własnie trafił szlak! Nie jadę nad morze z przyjaciółkami. Ekstra po prostu ;/ Czyli perspektywa na jakikolwiek wypoczynek właśnie umarła:(

piątek, 18 lipca 2014

Tarta serowa z avocado i nasionami

Składniki:

spód:
250 g mąki
1 łyżeczka soli
150 g masła
1 jajko
Nadzienie:
2 duże avocado
2 jajka
sól i pieprz
150 g sera białego
100 g sera feta 
125 g mozzarelli w kulce
50 g śmietany sera żółtego tartego na najdrobniejszych oczkach
2 - 3 łyżki nasion słonecznika
2-3 łyżki nasion dynii
3 plasterki szynki drobno pokrojone
Metalowa forma na tartę wysoka na 4,5 cm, o średnicy dna 22 cm (przy górnym brzegu 25 cm) lub standardowa forma ceramiczna na tartę o średnicy minimum 24-25 cm, najlepiej więcej np. 26 cm. Jeśli użyjemy formy 24 cm możemy wykorzystać około 2/3 ilości ciasta i zmniejszyć nieco ilość nadzienia.

Spód: mąkę przesiać do miski, dodać pokrojone w kosteczkę masło oraz sól. Rozcierać palcami masło z mąką aż powstaną drobne okruchy ciasta, dodać jajko i szybko zagnieść ciasto łącząc składniki w gładką kulę, włożyć do lodówki na godzinę.
Formę na tartę posmarować grubo masłem. Wyjąć ciasto z lodówki i rozwałkować je na papierze do pieczenia na placek o średnicy większej niż średnica formy (jeśli forma ma 24 cm średnicy to wystarczy użyć 2/3 ilości ciasta). Rozwałkowane ciasto położyć na formie papierem do góry. Zdjąć papier a ciastem wyłożyć dno i boki formy. Spód podziurkować widelcem, wstawić do lodówki na 10 minut, na czas nagrzania piekarnika.
Piekarnik nagrzać do 190 stopni. Formę z ciastem (dno i boki) okryć folią aluminiową. Na folię wysypać suchą fasolę lub ryż (około 1 szklanki), ewentualnie inne obciążenie, np. połówki jabłek, rozprowadzić je równomiernie po całej powierzchni tarty. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 15 minut, następnie usunąć folię wraz z obciążeniem i piec przez kolejne 13 minut na lekko złoty kolor. Wyjąć z piekarnika. Piekarnik ustawić na 180 stopni.
Nadzienie: w misce roztrzepać jajka, doprawić solą, pieprzem, dodać pokrojoną avocado, pokrojony w kostkę ser feta pokrojoną w kostkę mozzarellę, pokruszony ser biały i starty żółty, oraz pokrojona drobno szynkę. Wszystko wymieszać. Jeśli chcemy możemy masę doprawić. Prażymy nasionka i posypujemy nimi wyłożona do tarty masę.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Na podpieczony spód wyłożyć masę jajeczną, starając się w miarę równomiernie rozłożyć dodatki, posypać sproszkowaną papryką, wstawić do piekarnika i piec przez 30 minut.

Smacznego!


czwartek, 17 lipca 2014

Będę wykładowcą!

I znów kolejna dobra rzecz. Będę wykładowcą! To już oficjalne. To mój rozkład zajęć na przyszłe semestry. Może nie jest to super kasa, ale jest to nowa szans i nowe wyzwanie. A ja bardzo, bardzo to lubię!
Wszystko się powoli układa.. Muszę jeszcze tylko kupić okulary:)


Tarta z kozim serem i pieczoną papryką

Tarty ostatnio są dla mnie prostym rozwiązaniem w kuchni. Nie mogę próbować,a  takie danie trudno popsuć. Także Tygrys najedzony i szczęśliwy, a ja dumna, że mogę dać coś pysznego tym których kocham!
Składniki:
spód:
250 g mąki
1 łyżeczka soli
150 g masła
1 jajko
Nadzienie:
2 duże czerwone papryki
4-5 jajek
sól i pieprz
170 g sera koziego (roladka) lub sera feta lub sera camembert
125 g mozzarelli w kulce
100 g śmietany (gęstej, kwaśnej 12% lub 18%) lub śmietany 30% lub jogurtu greckiego
2 - 3 łyżki posiekanego świeżego lubczyku (lub 1 łyżeczka suszonego), ewentualnie świeża bazylia lub natka pietruszki
1 łyżeczka mielonej słodkiej lub wędzonej papryki + ewentualnie dodatkowo 1/2 łyżeczki ostrej papryki
Metalowa forma na tartę wysoka na 4,5 cm, o średnicy dna 22 cm (przy górnym brzegu 25 cm) lub standardowa forma ceramiczna na tartę o średnicy minimum 24-25 cm, najlepiej więcej np. 26 cm. Jeśli użyjemy formy 24 cm możemy wykorzystać około 2/3 ilości ciasta i zmniejszyć nieco ilość nadzienia.

Spód: mąkę przesiać do miski, dodać pokrojone w kosteczkę masło oraz sól. Rozcierać palcami masło z mąką aż powstaną drobne okruchy ciasta, dodać jajko i szybko zagnieść ciasto łącząc składniki w gładką kulę, włożyć do lodówki na godzinę.
Upiec paprykę: rozgrzać mocno grill w piekarniku lub (230 stopni), włożyć całe papryki (ułożyć bezpośrednio na kratce) i piec przez 10 minut aż skórka zacznie czarnieć, przewrócić na drugą stronę i piec kolejne 10 minut, wyjąć z piekarnika i od razu włożyć w woreczek foliowy. Po 10 minutach otworzyć, wyjąć papryki i obrać ze skórki. Papryki można upiec wcześniej. Miąższ pokroić w kostkę zachowując sok z papryki.
Formę na tartę posmarować grubo masłem. Wyjąć ciasto z lodówki i rozwałkować je na papierze do pieczenia na placek o średnicy większej niż średnica formy (jeśli forma ma 24 cm średnicy to wystarczy użyć 2/3 ilości ciasta). Rozwałkowane ciasto położyć na formie papierem do góry. Zdjąć papier a ciastem wyłożyć dno i boki formy. Spód podziurkować widelcem, wstawić do lodówki na 10 minut, na czas nagrzania piekarnika.
Piekarnik nagrzać do 190 stopni. Formę z ciastem (dno i boki) okryć folią aluminiową. Na folię wysypać suchą fasolę lub ryż (około 1 szklanki), ewentualnie inne obciążenie, np. połówki jabłek, rozprowadzić je równomiernie po całej powierzchni tarty. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez 15 minut, następnie usunąć folię wraz z obciążeniem i piec przez kolejne 13 minut na lekko złoty kolor. Wyjąć z piekarnika. Piekarnik ustawić na 180 stopni.
Nadzienie: w misce roztrzepać jajka, doprawić solą, pieprzem, dodać pokrojoną paprykę wraz z sokiem, pokrojony w kostkę ser kozi/feta/camembert, pokrojoną w kostkę mozzarellę, śmietanę oraz lubczyk/bazylię/natkę. Wszystko wymieszać. Jeśli chcemy możemy masę doprawić papryką (słodką, wędzoną i/lub ostrą), u mnie tylko po wierzchu.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Na podpieczony spód wyłożyć masę jajeczną, starając się w miarę równomiernie rozłożyć dodatki, posypać sproszkowaną papryką, wstawić do piekarnika i piec przez 30 minut. 



środa, 16 lipca 2014

Tarta z borówkami i bananem


Smaczna, prosta, pyszna!

Przygotujesz w 20 minut - w przypadku niespodziewanych gości :)

Składniki:
borówki amerykańskie
2 banany
serek mascarpone 0,5 kg
Cukier puder
200 g mąki
2 - 3 łyżki cukru pudru
100 g zimnego masła
2 jajko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Dżem porzeczkowy niskosłodzony.


Kruchy spód: Przesianą mąkę, cukier puder i pokrojone na kawałki masło włożyć do misy miksera i miksować mieszadłem aż z ciasta zrobią się okruszki (można też posiekać masło z mąką na stolnicy). Dodać 2 żółtka z jajek oraz wanilię i jeszcze chwilę miksować aż składniki zaczną się łączyć (ciasto można też zagnieść ręcznie). Ulepić kulę z ciasta, zawinąć w przeźroczystą folię i włożyć do lodówki na 1/2 godziny. Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Rozwałkować ciasto na podsypanej mąką stolnicy na około 3 mm placek i przełożyć na spód formy. Podziurkować widelcem i piec przez 20 minut, aż się zarumieni delikatnie.

Masa: serek mascarpone ucieramy z cukrem pudrem. Na krucha formę nakładamy dżem porzeczkowy (cienka warstwę), na to masę z serka i rozsypujemy umyte borówki i pokrojone banany. Gotowe możemy podać, lub wstawić na 1h do lodówki by miało bardziej zwartą konsystencję. Smacznego!


wtorek, 15 lipca 2014

Pierogi ruskie

Tygrysa ulubione - wyzwanie było duże. Robiłam je po raz pierwszy i musiałam zrobić lepsze niż teściowa!
Udało się!

Składniki:
Ziemniaki 0,5kg
Ser biały 0,75 kg
Pieprz
Szynka
Cebula
Mąka
Woda
Jajka
koperek

Przygotowanie:

Farsz:

 Ziemniaki obrać, opłukać, włożyć do garnka, dodać sól, przykryć zimną wodą i zagotować z koperkiem. Gotować z koperkiem pod uchyloną pokrywą przez około pół godziny lub do miękkości. Odcedzić, włożyć z powrotem do garnka i jeszcze gorące roztłuc bardzo dokładnie tłuczkiem do ziemniaków (kilka minut na gładką masę bez grudek). Ziemniaki całkowicie ostudzić, następnie zmielić w malakserze – będą puszyste. Dorzucamy ser i dalej miksujemy (używamy noża w malakserze).
Cebulkę pokroić w kostkę i podsmażyć na maśle lub słoninie na złoty kolor, następnie dodać do sera i ziemniaków.
Całość wymieszać, doprawić solą i pieprzem ziołowym.
Szynkę drobno pokroić, podsmażyć i dodać do masy.




Ciasto:

Mąkę przesiać do miski, dodać sól. Do gorącej wody włożyć masło i roztopić, stopniowo wlewać do mąki, mieszając wszystko łyżką. Połączyć składniki i wyłożyć je na podsypaną mąką stolnicę. Wygniatać ciasto rękami przez około 7 - 8 minut, podsypując w razie konieczności mąką, tak aby ciasto się nie kleiło. Włożyć do miseczki i przykryć wilgotną ściereczką, odstawić na 30 minut. Wyłożyć ciasto na stolnicę i powygniatać przez około 1 - 2 minuty, następnie podzielić na 3 - 4 części i kolejno rozwałkowywać każdą na cienki placek (około 2 - 3 mm), obsypując stolnicę i wałek mąką.



Lepienie i gotowanie pierogów:

Szklanką wycinać kółka z ciasta, na środek nakładać po jednej pełnej łyżce farszu (lub tyle ile się zmieści). Składać ciasto na pół i zlepiać dokładnie brzegi, uważając aby nadzienie nie dostało się w miejsce sklejenia. Gotowe pierogi układać na stolnicy lub blacie podsypanych mąką. Przykryć ściereczką do czasu gotowania, aby nie obeschły.W dużym garnku zagotować osoloną wodę z dodatkiem łyżki oleju, oliwy lub masła i jak będzie mocno wrzała, włożyć pierwszą partię pierogów (około 15 sztuk). Po ponownym zagotowaniu zmniejszyć ogień do średniego i gotować pierogi do czasu wypłynięcia na powierzchnię. Po wypłynięciu pierogów gotować je jeszcze przez około 1,5 minuty (wyłowić jednego pieroga łyżką cedzakową i sprawdzić palcem czy ciasto jest już miękkie, dokładny czas gotowania będzie zależał między innymi od grubości ciasta i wielkości pierogów). Pierogi wyławiać łyżką cedzakową i układać na talerzach.