Minęło 8 lat. Pora się z tym zmierzyć. Może jeśli to wypiszę
to coś ze mnie „zejdzie”? Zwykle pisanie i otwarcie się (wypowiedzenie)
pomagało..
Dziś jest 08.08.2014 – 8 lat temu tego dnia odeszła
najbliższa mi istota na tej ziemi, moja siostra bliźniaczka.
Dwa dni temu w drodze do pracy zatrzymała mnie wychodząca z
Warszawy Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. Łzy stanęły mi w oczach, łzy
rozpaczy, złości i bezradności. Miałam ochotę krzyczeć do tych idących ludzi: „Darujcie
sobie! Nie warto! On i tak nie słucha! Tracicie czas i siły! On ma Was gdzieś!”..
W 2006 też szłam w tej pielgrzymce, W Warszawskiej brązowej
15 z kapucynami. Szła ze mną moja najlepsza przyjaciółka Karolina. To była już
moja 4 pielgrzymka. Jak co roku szłam w jednej JEDYNEJ intencji. O zdrowie
mojej siostry. Zagryzałam zęby i turlałam mój tyłek na bolących nogach do Częstochowy.
Chciałam wierzyć że poświęcenie i ofiara ma moc. Że On słucha, a jeśli nie
słucha to że człowiek którego On sobie wybrał jest w stanie Niego wszystko
wyjednać (Maryja). Więc dawałam co mogłam z siebie i lazłam.
Tamta pielgrzymka była szczególnie ciężka, w nocy nie mogłam
spać, czułam wszechogarniający mnie lęk. To był bardzo silny niepokój. Przez
brak snu i zmęczenie organizmu (w intencji Ani zdrowia nie jadłam też słodyczy,
w ogóle mało jadłam) byłam pół przytomna. Tego dnia po drodze powiedziałam
Karolinie że dziś umrę bo jest 8, na co ona stwierdziła, że to w jej rodzinie 8
umierają.. Bez sensu konwersacja, ale coś czaiło się pod skórą. Obie czułyśmy
że nadchodzi coś nieuchronnego i przerażającego. Ale nigdy, PRZENIGDY nie
pomyślałabym, że moja siostra może umrzeć. Tak, była chora. Traktowałam to jako
upierdliwość, jako coś co utrudniało jej normalne życie. Bolało mnie że cierpi.
Jednak śmierć była poza granicami mojego umysłu. Nawet 1 mały raz nie przeszła
mi taka myśl przez głowę.
Był kolejny postój. Za etapem pustyni błędowskiej – jakieś 100
km od Warszawy. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon. To była moja mama.
Powiedziała tylko „Wracaj do domu, Ania umarła” – poraził mnie piorun!
Nie mogło to do mnie dojść, byłam sparaliżowana, mój mózg nie był w stanie tego
przyswoić, nie byłam w stanie tego zrozumieć. Głos mojej mamy nigdy nie był
taki – mieszanka rozpaczy, paraliżu, nie wiem.. Powiedziałam „Już jadę, zaraz
będę”. Rozłączyłam się. Nie jestem w stanie opisać tego co działo się potem.
Powiedziałam Karolinie. Zaczęłam świrować. Mój mózg i układ nerwowy nie był w
stanie tego ogarnąć. Karolina zaprowadziła mnie do busa/karetki pielgrzymkowej.
Kierowca był WSPANIAŁYM CZŁOWIEKIEM. Wywalił stare baby, które się usadowiły na
podwózkę do kolejnego postoju. Pamiętam, że jakaś zadzwoniła do koleżanki by
jej jako ciekawostkę opowiedzieć, że właśnie obok niej siedzi dziewczyna której
zmarła siostra bliźniaczka. Ktoś się dziwił, że Karo ze mną chce jechać do
Warszawy – jak to? Nie pójdziesz dalej?. No i kierowca wszystkich pogonił.
Podjechaliśmy do medycznych gdzie dali mi bombę leków uspokajanych. Ja się cała
trzęsłam, krzyczałam, płakałam. Powiedziała, że nie zamierzam czekać na bagaże.
Musimy jechać natychmiast. Kierowca na swoją odpowiedzialność zdecydował, że
nas zawiezie (nie było mu wolno, miał być obsługą pielgrzymki). Po drodze nadal
było źle, zniszczyłam tapicerkę na siedzeniu, wciąż na niego krzyczałam by
jechał szybciej (mimo że cisnął ponad 100 przez wiochy na CB radiu. Karolina
wciąż mi powtarzała że muszę się opanować, że muszę pomóc mamie. Zadzwoniłam do
Taty by się upewnić, że nie prowadzi (był jako wychowawca z moim 10 letnim bratem
na obozie sportowym nad morzem). Wiedziała, że oni też już na pewno są w
drodze. Dojechaliśmy, wyskoczyłam i ruszyłam biegiem na górę. Widok mamy był
niczym kubeł zimnej wody. Zapomniałam w sekundę, że jestem. Ogarnął mnie lęk,
że stracę też mamę. Jej stan był straszny, nigdy nie zapomnę tego jak wyglądała
i co mówiła. Ania umarła na jej rękach. Matka, której dziecko odeszło na rękach…Starałam
się jej jakoś pomóc, dotrzeć do niej. Ani ciała nie było już w domu. Był za to
mój wujek (brat mamy) i ciotka. On siedział na kanapie i mówił jaką modlitwę.
Wydarłam się na niego i wygoniłam na balkon. Tak jakby odmawianie jak mantry
modlitw mogło mamie pomóc! Wiem, że chciał dobrze.. Ciotka zmywała garnki w
kuchni.. Tam też poszła Karolina. A ja starałam się jakoś opanować rozpacz
mamy. Przyjechał mój tata z bratem. Wszyscy się przytuliliśmy. Tata przejął
mamę a ja wzięłam Miśka. Poszłam z nim do mojego i Ani pokoju. Pamiętam, że
powiedział „jest tak jakby przed chwila tu była”, komórka leżałam na podłodze.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Nie wiedziałam co robić..
Dalszy czas jest pełen wyrw w pamięci, leku, bólu. Moje
ciało mimo silnych leków uspokajających cały czas drżało. Przeprowadziłam się do
Michała do pokoju. On spał a ja leżałam na materacu na podłodze i słuchałam czy
oddycha. Odchodziłam od zmysłów i wciąż się bałam, że się udusi. Nie umiałam
zrozumieć jak my mamy żyć bez Ani? Po co?! Przecież to nie miało sensu. Od początku
od 1 dnia życia była ze mną. Co znaczy, że jej nie ma lub jest w jakimś innym
abstrakcyjnym wymiarze? Ja mam nadal tu żyć?! Jak?! KURWA JAK?! Każdy krok i
oddech mnie bolał. Ja się z nią nawet nie pożegnałam. Gdy wychodziłam na
pielgrzymkę, zapytałam czy pomoże mi znieść na dół rzeczy. Nie miała siły iść.
Więc oki, coć tam powiedziałam i poszłam. Nie było pożegnać, zwykłego cześć,
przytuleni czy coś. W końcu idę jak zawsze, za kilka dni wrócę. Przecież zawsze
tak było – wyruszałam gdzieś, a gdy wracałam ona była. Od teraz zawsze ze
wszystkimi się żegnam. Dobrze, że SMS-ując już w drodze napisałam jej że ją
kocham. Rzadko to mówię.
Nie mam siły by opisać resztę. Jeszcze nie dziś. Dom
pogrzebowy, pogrzeb, kawałki życia do posklejania z miałkiego pyłu..Umarło moje
lepsze pół. Ta z nas, która była dobra i mądra. Straciłam najlepsza
przyjaciółkę, straciłam sens i cel..
Nienawidze wspomnienia Tego dnia I tego ze Ania odeszla. Wciaz nie moge sie z tym pogodzic:( Byla jedna z najblizszych mi osob I szkoda ze nie ma jej z nami ze nie moze poznac Ani I Julka :(
OdpowiedzUsuńPewnie byłaby świadkową na Twoim i na moim ślubie..Byłaby matką chrzestna naszych maluchów..byłoby wiele rzeczy, ale nie będzie! I jest mi z tym zajebiście ciężko;/
UsuńMi tez:( I na pewno nie odwrocilaby sie ode mnie w tych wielu trudnych momentach jak to niektorzy zrobili. Ehh:( byla Wspaniala Osoba I nigdy Jej nie zapomne
UsuńSiedzę tu i ryczę jak głupia.Chociaż jej nie znałam, to tak wiele o niej wiem. Gdy powiedziałaś mi o tym , co się stało nie wiedziałam jak zareagować, bo dla mnie to niewyobrażalne. Żal matki jest ogromny, ale bliźniaczka to część Ciebie. Pamiętam, że gdy zaszłaś w ciążę wciąż mówiłaś, że to będzie Ania, że innej opcji nie ma, i wiesz co? Ja też czułam, że to będzie ona.
OdpowiedzUsuńTwoja siostra jest przy Tobie, zawsze!
Staram się w to wierzyć. Czasem jednak dociera do mnie zbyt boleśnie ze już na zawsze na tej ziemi będę się czuła samotna..
UsuńDziekuje ze jesteś i się troszczysz. Jesteś jedna z niewielu osób którym umiałam o tym powiedzieć. Jakoś teraz jestem przygnieciona tym..