Był sobie bal w żłobku. Kartka z informacją wisiała 2 tygodnie wcześniej. Panie również mówiły.Prosta sprawa, bal przebierańców dla maluchów- brzmi jak fun.
Finalnie o godzinie 10.30 - no słabo, trzeba wziąć kilka godzin wolnych z pracy. Przy mojej ilości nadgodzin odebranie kilku to nie kłopot. Ale to ja. Bal to niby pierdoła, dla wielu nie ważna. Nie ważna? No właśnie, niekoniecznie..

Zatem ustaliłam spóźnienie w pracy i przygotowałam strój. Wymyśliłam sobie wróżkę, Skrzydełka z IKEA, różdżkę sama zrobiłam, sukienka do baletu, korona z pasmanterii. Chwilę zajęło skompletowanie stroju. Było warto, Ania była zachwycona z sukienki i nie chciała po balu jej zdjąć. Tak samo buty dobrane (a muszę odnotować, że moja córka jest niesamowita buciarom, mamy już 7 par balerinek i nosi je zamiast kapci). Ania o balu mówiła nam kilka dni wcześniej, powtarzając "bal, bal" i oglądając swoje akcesoria. We wskazanym dniu jak zawsze nie chciała wstać, więc o 10 ją obudziłam. Słowo "bal" zadziałało jak magnez, szybkie przebieranie, zęby i mała stoi pod drzwiami sięgając do klamki i wołając "Chodź, chodź, bal". Super, zachwyceni pojechaliśmy. Byliśmy w punkt, no może parę minut po 10.30. W żłobku czekali, "Jest Ania to możemy zaczynać". Tańce zabawy, Ania nie pozwala mi nawet na minute nie brać w nich udziału. Tańczę wiec, kicam i śpiewam. Rozglądam się po sali..Czemu tylko moje dziecko się śmieje? Czemu tylko ona podskakuje? Rozglądam się. Kilkoro dzieci nie ma przebrania i z zazdrością patrzy na te w pięknych strojach. Przykre. Dzieci patrzą na mnie i na Tygrysa wygłodniałym wzrokiem. Ich rodziców nie ma na sali. Z jednym chłopcem jest niania. Część dzieci stara się brać udział w zabawie, ale nie ma w tym emocji. Bardziej mrozi mnie widok chłopca który siedzi. Mały smutny czarny pająk z czerwonymi łapkami. Siedzi i patrzy, nie ruszył się przez okrągłą godzinę, a Panie są zadowolone, że nie płacze. To sukces. Sukces?! Żadna z opiekunek nigdy nie widziała jego rodziców, przywozi go na 6.45 niania i o 17 odbiera. Pod ścianą stoi bardzo smutna dziewczynka w ślicznym stroju biedronki. Dziewczynka ma faz, ma również smutną nieobecną minę..Nie bawi się, nie reaguje. Jakiś chłopiec nie ma przebrania, chowa się w domku. Jest też Hania, dziewczynka wpatrzona w moją Anię. Naśladuje ją, zabiera zabawki, w dniu balu zabrała Ani jej maskotkę Elmo. Anie rozumie że Hania ja naśladuje i chce to co ona ma. Mojej córce to nawet nie przeszkadza, bardziej jest jej szkoda Hani. Rozmawiamy o tym. Hania jest przebrana w szary worek ze znaczkiem dolara. Worek pieniędzy. Jakoś mnie to nie bawi..

Siadamy do stołu. Jakaś kolejna dziewczynka (również nie przebrana) zostaje posadzona obok Ani. Jest smutna. Nie wie czy chce jeść, nie reaguje. Moje dziecko zadowolone bierze rodzynki i nasypując na rękę kila sztuk głośno ogłasza: "O! Kupka!". Ciocie się śmieją. Widzę że ją lubią. Mówią o Ani że to ich szefowa, ale mówią też coś co mnie zastanawia "Po Ani widać, że to szczęśliwe dziecko" i "to nasze jedyne szczęśliwe dziecko tutaj". Wszystko składa się w całość.. Te dzieci są smutne, one się nie bawią, one się nie śmieją. One tęsknią.
Z balu wychodzę przybita. Ania jest szczęśliwa, wiem to, kocham ją szalenie i staram się jak mogę, choć wciąż mam do siebie żal i pretensje, mogłabym być lepszą mamą, mieć dla niej więcej czasu. Nie jestem "dzieciarą", ja generalnie nie lubię dzieci. Jednak nawet mnie ruszyło to co zobaczyłam. Gdzie są rodzice Krzysia pająka? Nie wiedzą, że płacze przez większość dnia, że ma 2 lata i nie zaczyna mówić? Czy tak bardzo gonimy za pieniędzmi i wygodnym życiem, że nie jesteśmy w stanie usłyszeć potrzeb naszych dzieci? Dziewczynkę z faz chciałam przytulić..Była taka samotna i zagubiona..Jeden chłopiec jest budzony i kładziony spać przez nianię. Gdzie są rodzice? Czy to dlatego dzieci są smutne? Dlatego się nie śmieją? Dzieci nie są już ważne? Co jest ważne? Co zatem ma wartość?
Nie wiem, jest mi smutno..To nie chodzi o ocenianie nikogo, tylko o pytanie quo vadis?